Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] palce traciły czucie, a ciało stawało się lekkie jak liść na wietrze. Niebo i woda zawirowały, nieubłaganie wciągając ją w swoje objęcia. Ręce, które chwyciły ją za biodra i mocno szarpnęły do tyłu, zdawały się należeć do innego wymiaru, do kogoś z innej planety. Drapała paznokciami wyszczerbiony granit, a z jej gardła wydobył się pisk strachu. Zamknęła oczy, ale niebo wciąż wirowało, a ona spadała, spadała, spadała... Zatrzymał ją głęboki głos Larsa. - Kristine, puść. Jesteś bezpieczna. Trzymam cię. Uderzyła policzkiem o występ skalny. Nagły ból przywrócił jej świadomość. Otworzyła oczy i zobaczyła skałę porysowaną żyłkami jak twarz starca. Niebo zniknęło. Lars ukląkł przy niej i objął ją w pasie. Ciało miała wiotkie, jakby pozbawione kości. Po chwili wstał. Z oddali usłyszała obcy głos zadający pytanie i uspokajającą odpowiedz Larsa. Odprowadził ją jak najdalej od krawędzi, pod skalny nawis, gdzie nie docierał wiatr i spojrzenia ciekawskich. Tam długo rozgrzewał jej zziębnięte dłonie. Nic mogła powstrzymać drżenia, tak jak wtedy, gdy ją całował. Tulił ją do siebie i szeptał coś uspokajająco po norwesku. Nie potrzebowała tłumacza - to były słowa czułości i pocieszenia. Wtulona w Larsa, zaczęła mówić drżącym głosem, bezładnie wyrzucając słowa: - Lars, nigdy się z nikim nie kochałam, bo bałam się fizycznej bliskości... Przez lata widziałam, jak moi rodzice oddalali się od siebie. Z każdym nowym dzieckiem nienawidzili się bardziej. Kiedy miałam dwanaście lat, postanowiłam, że nigdy nie wyjdę za maż i nie urodzę dziecka - bo po co? To jest jak klatka, pułapka. Nie ma w tym radości... tylko wiecznie zły ojciec i matka, która chowa się przed życiem w choroby. Dzieci to ciągła harówka - zawsze trzeba coś dla nich zrobić, martwić się o nie, być za nie odpowiedzialnym. Jeśli się coś stanie, wina spada na ciebie. A ja chciałam się bawić z koleżankami ze szkoły. Czy to znaczy, że jestem zła? - Nie, wcale nie. - A potem zjawiłeś się ty. - Spojrzała na niego smutno. Irysowy błękit jej oczu przetykany był drobnymi czarnymi cętkami. - I okazało się, że wytrwałam w postanowieniu tyle lat, bo żadnemu mężczyznie wcześniej nie udało się sprawić, abym poczuła się jak kobieta. Jak seksowna kobieta. Twój dotyk, pocałunki, nawet spojrzenia, czyniły moje lęki bezsensownymi. Zapragnęłam cię całą sobą - nerwowo wciągnęła powietrze. - Ale gdy się rozstawaliśmy, lęki wracały. Przerażała mnie myśl, że skończę jak moi rodzice. Więc w Oslo i w Mandal uciekałam. Nie widziałam innego wyjścia. Spróbuj mnie zrozumieć, Lars. Nie miała już nic do powiedzenia. Czuła się pusta i zarazem dziwnie spokojna, bo wyjawiła całą prawdę. Oparta głowę o jego tors. Milczał długo - tak długo, że zaczęła się znowu bać. Może zle go oceniła? Może chodziło mu tylko o łóżko, a nie o szczerość? Wówczas odebrałby jej spowiedz jako niewygodne obciążenie. W końcu odezwał się. - Nie wiedziałem, że to tak poważna sprawa, Kristine. Nie wyczułem... nawet kiedy płakałaś tam, przy pomniku. - Może chodzi ci tylko o letni romans? - Nie mów tak, proszę! Więc czego chcesz? Kristine miała to pytanie na końcu języka. Ale nie spytała, gdyż sama nie wiedziała, czego chce. Lars puścił ją. - Lepiej się czujesz? Rozejrzyj się jeszcze przez chwile. tylko nie podchodz do krawędzi. Skinęła głową z bladym uśmiechem. Nic nie zostało ustalone, ale na razie nie miała siły na dalsze wyjaśnienia. Poszła za jego radą i pozwoliła zmysłom czerpać radość z piękna świata. Przyszło jej do głowy, że Lars ma w sobie zarówno twardość skały, jak tajemniczą głębię otaczającego ją fiordu. Coś jednak stało się jasne. W chwili śmiertelnego przerażenia na krawędzi przepaści podjęła dwie decyzje. Postanowiła zobaczyć się z dziadkiem. I zapragnęła, żeby Lars - jeśli nie zarzucił tego zamiaru - pojechał z nią. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |