Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co chcesz przez to powiedzie ? - zdziwi a si Annika.
Oczy Martina pociemnia y.
- Ron ich nie cierpi. Je li zobaczy, e na przyk ad znale li ko-ron , mo e si posun do bardziej drastycznych czynów ni przeniesienie ich na
asnych plecach przez góry.
- Móg by ich na przyk ad  zepchn w dó  ? - zapyta Jorgen.
Martin jednak by miertelnie powa ny.
- Nie wydaje mi si , e Ron artowa , kiedy to mówi .
Zaleg a cisza. Annika chcia a zaprotestowa , ale jako nie mog a nic powiedzie .
- Parkinson dzisiaj znowu mówi o tym, e w tpi w celtyc-kie pochodzenie Rona - powiedzia a Tone. - Wyrazi nawet przypuszczenie, e w zamkni tej
cz ci domu istnieje jaki taj-ny nadajnik albo co w tym rodzaju.
- Ale Ron od dawna przyje a tutaj na lato - wtr ci a Anni-ka. - I po galijsku mówi tak, jakby to by jego macierzysty j zyk!
- To nie przeszkadza, e mo e si zajmowa podejrzanymi sprawami - rzek Martin. - Wi c Parkinson mo e mie racj .
- Wygl d ma obcy - stwierdzi Jorgen przeci gle. - Nie jest podobny do Szkota...
- Ale w osy ma rude! - zawo a Annika, jakby go chcia a broni .
- To Irlandczyków rozpoznaje si po rudych w osach, nie Szkotów.
- Przesta cie! - zawo a Tone. - To wszystko brzmi idiotycz-nie! Facet jest po prostu chory. Bardziej ni mo ecie poj . Czy wiecie, dlaczego on si
tak wolno porusza? I dlaczego jest za-wsze taki wyprostowany? Otó dlatego, e on nosi gorset. Zo-baczy am to, kiedy wstawa z ziemi przy kamieniu.
On naprawd nie jest adnym szpiegiem. To po prostu Ron!
Martin zako czy :
- I stoi po naszej stronie, to powinno nam wystarczy ! A te-raz do ek! Trzeba si wyspa !
Sam jednak zwleka z po egnaniem.
- Annika, powinna postawi co przy drzwiach, eby nikt si do ciebie w nocy nie w ama ! A mo e czu aby si bezpiecz-niej, gdybym ja tu zosta ?
- Nie, dzi kuj ! - odpar a, ale takim tonem, e mo na by o jej s owa zrozumie dwojako.
Martin natychmiast to podchwyci . Z czu ym u miechem delikatnie pog adzi j po policzku. Annika mimo woli odwróci a twarz.
Zmarszczy z irytacj czo o, lecz w dalszym ci gu mówi spokojnie, ciep ym g osem:
- Dlaczego ty mnie unikasz, Anniko? Co ja takiego zrobi em?
Sam wiesz najlepiej, co, pomy la a z gorycz , ale nie powie-dzia a nic. W dalszym ci gu sta a z odwrócon g ow .
Tym razem w jego g osie zabrzmia miech:
- A mo e powinienem zmieni past do z bów?
Ona tak e nie mog a powstrzyma miechu.
- Nie, no co ty!
Martin potraktowa to jako przyzwolenie i zacz delikatnie g adzi jej ramiona.
- A mo e chodzi o to, e nie jeste przyzwyczajona do ch op-ców, co? Ale, moje dziecko, przecie ja nie zamierzam ci zje ! Ja ci tylko po prostu
bardzo lubi i chc , eby o tym wiedzia a.
Przemawiaj c tak do niej, przysuwa j wolniutko do ciany, a jego r ce najpierw opasywa y tali Anniki, potem wolno i ostro nie, lecz nie bez rutyny,
zacz y zsuwa si w dó . G upia dziewczyna! By ju zm czony jej fumami, chcia mie to za so-b , raz na zawsze.
- Pragn ci , Anniko - szepta jej do ucha.
Dziewice naj atwiej przekona takim dzia aniem wprost, bez owijania w bawe .
Odsuwa a si do ty u, sztywna niczym kij, próbowa a ode-pchn go od siebie. Martin opu ci r ce. No, to ju naprawd przesada!
- Teraz rozumiem, dlaczego wolisz towarzystwo Rona, ty ma a zakonnico - mrukn z liwie. - Skoro on i tak nie jest w stanie ci dotkn , to mo esz
bez szkody dla swojej cnoty chodzi sobie z nim.
- To nieprawda - odpar a cicho. - Ron ma tysi c razy wi -cej seksu ni ty!
- A có ty o tym wiesz? Przecie nawet nie próbowa !
Martin nie wiedzia , co o tym my le . Jego m ska duma zosta a miertelnie zraniona. Dziewczyna by a blisko niego, zbyt blisko jak na kogo , kto
przecie nie jest z kamienia, a jej spo-kojny opór wprawia go we w ciek . Co ona sobie w ciwie wyobra a? Chce by trudniejsza do zdobycia ni
te wszystkie wspania e dziewczyny, które móg by mie w mie cie? Przycis-n j mocno do ciany, jego r ce by y nieust pliwe, teraz ju nie by o
tpliwo ci, jakie ma zamiary.
- Czy w taki w nie sposób zdobywa wszystkie swoje dziewczyny? - zapyta a Annika ch odno. - To nic dziwnego, e jeste rekordzist .
- Nie potrzebuj u ywa si y... - zacz Martin, parskaj c ni-czym rozdra niony kot, nagle u wiadomi sobie, e je li chodzi o Annik , to móg by j
mie jedynie si .
Odwróci wzrok i pu ci j .
- Przepraszam - powiedzia zdyszany. - Zapomnij o tym!
Pospiesznie wybieg z pokoju z bardzo nieprzyjemnym uczu-ciem, e poniós straszn pora . Nie dlatego, e jej nie zdo-by , to w ko cu bez
znaczenia, tylko dlatego, e poni si do czego tak wstr tnego jak próba gwa tu. On, Martin Oyen! Och, có za ohyda!
ROZDZIA XVII
Po dwóch dosy m cz cych nocach mi o by o po si i spokojnie zasn .
Mimo to Annika obudzi a si bardzo wcze nie. Le a do d ugo o niczym w ciwie nie my c, nieruchoma na niewygod-nej pryczy.
W atmosferze by o co , czego nie rozpoznawa a.
Musia o min sporo czasu, nim nie ca kiem jeszcze obudzo-na zorientowa a si , o co chodzi.
To po prostu cisza.
Wiatr, ten wieczny wiatr, który nieustannie gwizda i wy , szarpa domem, odk d tu przybyli, ucich . Morze trwa o spokoj-ne, jedynie mewy krzycza y
jak zawsze.
Annika jeszcze przez chwil le a i ws uchiwa a si zdumio-na, w ko cu zrozumia a, e ju nie za nie, i postanowi a wsta .
By a czwarta. Widok na morze przes ania a bia a mg a, nie-bo nie mia o jeszcze adnej barwy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.