Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Dziękuję, postoję. - Jak sobie życzysz. - Sophie napiła się koniaku. - Od czego by tu zacząć? Aha, wiem. Dawno, dawno temu dobrze wychowana panienka, nazwijmy ją Marie-Louise, zakochała się w przystojnym arystokracie. Małżeństwo układało się doskonale. W każdym razie na początku. Ale jak w każdej bajce w tej także musi być zła wróżka czy inne paskudztwo, które niszczy szczęście młodej pary. Tym razem nie było macochy ani żadnej wiedzmy, tylko potworna wada młodej żony. Sophie delektowała się swoją opowieścią, a Diana nie potrafiła odejść. 107 R S - W końcu biedaczka nie mogła dłużej znosić tej sytuacji - ciągnęła Sophie. - Nie mogła ścierpieć niezadowolenia męża ani farsy, w jaką zmieniło się ich małżeństwo. Pewnego dnia rzuciła się z dachu zamku. Ogrodnik znalazł ją martwą na klombie z różami. - Boże! - krzyknęła zdjęta przerażeniem Diana. - Możesz sobie wyobrazić, co się tutaj działo. Oczywiście, przyjechała policja, co już samo w sobie było przerażające, bo nigdy dotąd żaden skandal nie rzucił się cieniem na ród Valois. Co gorsza, padło podejrzenie, że biedna Marie-Louise wcale nie popełniła samobójstwa, lecz została zamordowana. Przez męża. - Kłamiesz! - zawołała Diana. - Oczywiście, został oczyszczony z zarzutów. Tłum wiernych poddanych zaświadczył, że był daleko od zamku, kiedy zaszło to smutne wydarzenie. Jednak możesz być pewna, że Anton ma krew na rękach, jakby osobiście zepchnął ją z tego gzymsu. Pewnie jesteś ciekawa dlaczego? Marie-Louise nie mogła mu dać dziedzica, mimo że się o to bardzo starała. - Nie wierzę - wyszeptała Diana. - Nie musisz - stwierdziła spokojnie Sophie - ale się zastanów, kiedy Anton zaproponował ci małżeństwo? Zanim się dowiedział, że jesteś w ciąży, czy potem? Cios trafił w samo serce. No bo jeśli Anton tak bardzo jej pożądał, to czemu nigdy do niej nie przyszedł? Czemu nigdy nawet jej nie pocałował, nie wykonał żadnego czułego gestu? Czyżby rze- 108 R S czywiście ta propozycja małżeństwa nie wynikała z poczucia honoru, tylko z potrzeby chwili? Odpowiedz właściwie sama się nasuwała. Wystarczyło uwierzyć Sophie. - Tego się spodziewałam! - tryumfowała Sophie, widząc malującą się na twarzy Diany rozpacz. - Będzie o ciebie dbał, dopóki nie urodzisz. Potem przestaniesz być potrzebna. Jak odstawisz bachora od piersi, skończy się twoja bajka o pięknym księciu. - Chyba zapomniałaś, że to ja jestem matką tego dziecka i nikt nie będzie w stanie pozbawić mnie praw do niego - powiedziała Diana. - Zakładając, że to, co wygadujesz, jest prawdą. - Uważasz, że sobie to wymyśliłam? - Owszem. Moim zdaniem jesteś zdolna nawet do takiej podłości. - Więc poproś Antona, żeby ci pokazał piętro wschodniego skrzydła zamku - syknęła Sophie. - Nie zauważyłaś, że jest zamknięte? - Zamknięto je, żeby ograniczyć koszty utrzymania. Jeanne mi powiedziała. - Jeanne by przysięgła, że ziemia jest płaska, gdyby Anton jej kazał. - Sophie wybuchnęła gromkim śmiechem. - Ale nie musisz mi wierzyć na słowo, sprawdz, co się kryje za zamkniętymi drzwiami. Jednym haustem opróżniła kieliszek, postawiła go na biurku. - A potem uciekaj co sił w nogach do Ameryki. 109 R S Anton chodził tam i z powrotem po całym tarasie. Było mu ciężko na sercu. Nie żeby mu przeszkadzało, że Diana została adoptowana, ani nawet, że wcześniej nie uznała za stosowne mu o tym powiedzieć. On także miał swój sekret, który dopiero czekał na wyjawienie. Niepokoiła go nagła bladość Diany i widoczne gołym okiem zakłopotanie, towarzyszące temu niewinnemu z pozoru wyznaniu. Właśnie wtedy przypomniał sobie wieczór w gospodzie Henriego, kiedy to niechcący podsłuchał jej rozmowę. Od razu sobie pomyślał, że nie można zaufać tej kobiecie. Zaproponował jej zamieszkanie w zamku, żeby ją mieć na oku, dowiedzieć się, po co naprawdę przyjechała do Bellevue-sur-Lac i zapobiec ewentualnej katastrofie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |