Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] cię poznać, Melisando. Jesteśmy spokrewnione, czy mogę mówić ci po imieniu? Melisanda uniosła swą piękną twarz, spojrzała z nikłym zainteresowaniem na siedzącą naprzeciw niej energiczną dziewuszkę i odpowiedziała: - Ależ oczywiście. -Mów jej Mellie - dodał Tony. - Sinjun jest moją ulubioną kuzynką. -Tony, jestem twoją jedyną kuzynką! -O nie, mam jeszcze trzy kuzynki, wszystkie z wystającymi zębami. Mieszkają w towarzystwie swoich dwudziestu kotów i robią mi kapcie na drutach na każde Boże Narodzenie. -Chyba powinnam ci podziękować - stwierdziła Sinjun. - Mellie... ładnie. Ku zdziwieniu Alexandry, jej siostra uśmiechnęła się i rzekła: - O ile wiem, jeszcze nigdy nikt nie powalił Alexandry na podłogę i nie usiadł na niej. Masz tupet. Ku dalszemu zdziwieniu Alexandry, Sinjun zamknęła buzię, rzuciła przepraszające spojrzenie i spuściła głowę. Kiedy ciocia Mildred, chuda jak patyk starsza pani o przeszywającym spojrzeniu, odezwała się, Douglas wiedział, że nastąpił kres błogosławionej ciszy przy stole. - Nie jestem do takich rzeczy przyzwyczajona. Przygotował się do zmasowanego ataku i, na miły Bóg, nie rozczarował się. - Twój wuj i ja przybywamy z wiadomością od markiza Dacre, który powiadamia o rychłej wizycie w Northcliffe Hall jego córki, Juliette, istoty pięknej i słodkiej, z ogromnym posagiem, i co widzimy?! Tę oto osobę na podłodze i oszalały tłum! Jestem przekonana, że Juliette nigdy w życiu ani chwili nie leżała na podłodze, a zwłaszcza pod kimś. Douglasie, narobiłeś bałaganu. Dowiadujemy się, że poślubiłeś przez pełnomocnika j ą. Mówią nam, że Tony poślubił dla siebie j ą, tę którą ty zamierzałeś był poślubić. Douglasie, to więcej niż dziwne. I to wszystko, nie mówiąc nam ani słowa. Być może to znak, że robisz się podobny do twego dziada. Wuj Albert odchrząknął. -Mildred mówi o ojcu twojego ojca, nie ojcu twojej drogiej matki. Tenże właśnie ojciec zszedł w siedemdziesiątym drugim, na polowaniu, o ile sobie przypominasz. -Wszyscyśmy słyszeli o stukniętym Karolu - powiedział Tony. - Ale to nie było tak, że lis przestraszył konia, a dziadunio spadł i skręcił sobie kark? -Ależ oczywiście, że nie, Tony, mój chłopcze - odpowiedział wuj Albert. - Koń wcale się aż tak nie wystraszył. Karol na pewno myślał o tych swoich chemikaliach i nie uważał. Ciocia Mildred rzuciła się na nowy temat jak jastrząb na bezbronne pisklę. - Mój Albercie, być może ostatecznie dobił go ten wypadek podczas polowania, ale już na długo przedtem nie miał dobrze w głowie. Bardzo dziwnie się zachowywał. Miał trzy gadające papugi! I te eksperymenty we wschodnim skrzydle. Dochodziły stamtąd niezwykle przykre zapachy. Douglas był zafascynowany. Od dzieciństwa słyszeli opowieści o swoim ekscentrycznym dziadku. Dopiero po dłuższej chwili doszła do niego wiadomość, którą przekazała ciocia Mildred. - Ciocia mówi, że przyjedzie tu córka markiza Dacre? - Nie inaczej. Twój wuj i ja zaprosiliśmy ją. Ktoś musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Nie zachowywałeś się tak, jak powinieneś. Jednak to, co teraz zrobiłeś, jest nie do naprawienia, nawet przeze mnie. Jesteś żonaty z nią, a nie z tą śliczną dziewczyną, z którą jest żonaty Tony, a w dodatku przyjeżdża Juliette. Doprawdy nie wiem co robić, aleja nie zawiniłam. Będziesz musiał przedsięwziąć kroki i naprawić sytuację. Dobrze, tylko jak, zastanawiał się Douglas. Ciocia Mildred zamilkła i ze śmiertelną powagą przyglądała się cielęcinie na swoim talerzu. Odezwała się hrabina matka. - Zgadzam się z tobą, moja droga. To wszystko jest wysoce przygnębiające, jednak nie należy za to winić Douglasa. To wina Tony'ego i tej tam dziewczyny. To Tony wziął Melisandę, a Douglasowi zostawił tę, tę... -Mamo - Douglas nachylił się nad stołem. - Proszę uważać, co mama mówi. Ja tu jestem panem i ja decyduję co ma być, a co nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |