Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] poprosiła, by, jak dawniej, usiadł z nią na tylnym sie- dzeniu limuzyny, ale Ridge grzecznie odmówił i stwier dził, że zajmie miejsce obok kierowcy. Wybaczyła mu natychmiast, sądząc, że zrobił to przez wzgląd na jej bezpieczeństwo. Kiedy uśmiechnęła się do niego, miał czelność oznajmić z ponurą miną, że na balu wol no jej tańczyć jedynie z mężczyznami, których dobrze zna. Nim zdążyła odpowiedzieć, zatrzasnął drzwi limu zyny. Dara była wściekła. Podczas kolacji nie zaszczy ciła Ridge'a ani jednym spojrzeniem. Niespodziewa nie przyszedł jej do głowy szatański pomysł. Nie mia ła zwyczaju znęcać się nad mężczyznami, lecz mimo to postanowiła dać Ridge'owi nauczkę, której nigdy nie zapomni. Uśmiechnęła się do siedzącego naprzeciwko praw nika w średnim wieku i kokieteryjnie przechyliła głowę. - To moja ulubiona piosenka! Czy zechciałby pan ze mną zatańczyć? - Z największą przyjemnością. Wirowała na parkiecie przez cały wieczór. Ledwie kwa drans wytrzymała przy stole, gdy podano gorący posiłek. Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę podczas ofi cjalnych przemówień. Raz jeden wyszła na chwilę, by poprawić makijaż. Poza tym prawie nie schodziła z par kietu. Tańczyła jak w transie. Mimo kłopotów z utrzyma niem równowagi znakomicie sobie radziła z krokami wal ca, polki, cha-chy i tanga. Gdy nadeszła pora, by wyjść, do odtańczenia został jej tylko rock and roll. - Możemy wracać do domu - oznajmiła, uśmiecha jąc się do Ridge'a, który z kamienną twarzą stał przy drzwiach. - Auto czeka - rzucił ponuro, wskazując swojej pod opiecznej drogę do limuzyny. Dara podziękowała mu uprzejmym skinieniem głowy. - Doskonały zespół grał do tańca - rzuciła pogodnie, sadowiąc się w aucie. Ridge bez słowa zatrzasnął drzwi limuzyny. Dara uśmiechnęła się z satysfakcją. W drodze do domu zsunęła ze stóp eleganckie buty i odpoczywała po wieczornej hulance; przymknęła oczy i zdrzemnęła się nawet. Wkrótce auto stanęło na podjezdzie. Dara ocknęła się natychmiast. Krzywiąc twarz, daremnie próbowała wcisnąć spuchnięte stopy w ciasne pantofelki. W końcu postanowiła iść boso do frontowych drzwi. To przecież zaledwie parę kroków. Ze zdziwieniem obserwowała kierowcę, który ruszył w stronę domu nie wyłączając silnika. Położyła dłoń na klamce. Nagle z głośnika rozległo się stanowcze polece nie Ridge'a: - Proszę zostać w aucie, panno Seabrook. Aha, wracamy do form grzecznościowych, pomyślała Dara i drwiąco uniosła brwi. Nacisnęła guziki i powie działa do mikrofonu: - Dlaczego, drogi panie Jackson? Po chwili milczenia Ridge rzucił chłodno i oschle: - Dzisiejszy wieczór jeszcze się dla nas nie skończył. Po kilku minutach stanęli w szczerym polu. - Gdzie jesteśmy? - dopytywała się Dara, gdy Ridge otworzył jej drzwi samochodu. - Na łące, około pięciu kilometrów od domu. Proszę wysiąść. Dara westchnęła ciężko. Tym razem znacznie łatwiej przyszło jej włożyć pantofle na obolałe stopy. Ridge podał jej rękę, ale nie skorzystała z jego pomocy i wy siadła o własnych siłach. - Dobrze, dobrze. Sama dam sobie radę. Co dalej? Ridge objął ramieniem jej talię. Przez chwilę szli bez słowa po trawie. - Doskonale się bawiłaś. - Oczywiście. - Dara nie zwracała uwagi na karcący ton ochroniarza. - Takie bale są zazwyczaj okropnie nudne, ale tym razem mile się rozczarowałam. - Ode tchnęła głęboko, rozkoszując się zapachem skoszonej trawy, opadłych liści oraz wody po goleniu używanej przez Ridge'a. Gwiazdy lśniły na niebie. Księżyc w peł ni posrebrzył łąkę. Aagodny wiatr poruszał gałęziami drzew. Miejsce było prześliczne, ale Dara nie potrafiła w pełni docenić jego uroków. Odczuwała zdenerwowa nie, chociaż nadrabiała miną, i dlatego nie umiała cie szyć się wieczornym spacerem. - Nie sądziłem, że tak lubisz tańczyć. - Mam wrażenie, że dziś poruszałam się jak w transie - odparła z chytrym uśmiechem. - Ilu spośród dzisiejszych partnerów znałaś wcześ niej? - zapytał Ridge z pozoru obojętnie. - Och, sama nie wiem. Może dziesięciu... Poczuła, jak dłoń obejmującego ją w pasie mężczy zny zaciska się. - Tańczyłaś z trzydziestoma czterema facetami. - Czyżby? Nie liczyłam partnerów. - Natomiast ja starałem się wszystkich zapamiętać. To należy do moich obowiązków. Dara zerknęła na swego opiekuna. Znów spostrzeg ła drgający mięsień na jego policzku. Ridge był zdener wowany. - Z pewnością zauważyłeś, że wszyscy moi tancerze byli wyjątkowo uprzejmi. - Powiedziałem ci jasno i wyraznie, że masz tań czyć tylko ze znajomymi. - Ridge zatrzymał się nagle. - Do jasnej cholery, czemu zlekceważyłaś moje wska zówki? - Powinieneś mnie grzecznie poprosić. Wtedy bym się zgodziła. - Słucham? - zapytał z niedowierzaniem osłupiały Ridge. - Zachowałeś się wobec mnie jak ostatni drań. - A ty przypominałaś rozkapryszonego bachora - odparł Ridge, który już odzyskał mowę. - Jak przystało na kobietę wyzwoloną, sama o sobie decyduję. - Dara odwróciła się i ruszyła w stronę auta. - Zaproponowałeś określoną procedurę. Doszłam do wniosku, że jest bezsensowna, i zrobiłam to, co uważa łam za właściwe. - Byłaś wściekła, bo nie usiadłem obok ciebie w aucie. Dara miała ochotę zaprzeczyć. Niewiele brakowało, żeby skłamała. Odwróciła się, stanęła z Jacksonem twa rzą w twarz... i nagle zmieniła zdanie. - A jeśli przyznam, że tak było, to co mi powiesz? Ridge był wyraznie zbity z tropu. Gapił się na Darę nie wiedząc, co odpowiedzieć. Dziewczyna oskarżyciel skim gestem wycelowała palec w jego pierś. - Sam powiedziałeś, że oboje powinniśmy prze stać udawać wrogów. Wzięłam twoje słowa za dobrą monetę i dlatego poprosiłam, żebyś dotrzymał mi towa rzystwa. Odmówiłeś. Poczułam się urażona. Na domiar złego poleciłeś kategorycznie, żebym nie tańczyła z nie znajomymi, a potem zatrzasnąłaś mi drzwi auta przed nosem. - To chyba lekka przesada - żachnął się Ridge. Dara skrzyżowała ramiona na piersiach. Ridge zaklął, a potem niespodziewanie złagodniał i powiedział cicho: - Pięk- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |