Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] znieść, aby inni mogli wyciągać z życia więcej smaku i wdzięku niż oni, dlatego nie tylko chcieli zastraszać i unicestwiać, lecz także odbierać chęć do życia. Hitler chciał, żeby świat był straszny. I taki już był zawsze dla wielu. Także dla mnie świat stał się miejscem, które mogło być potworne, jeśli komuś posiadającemu władzę przyjdzie do łba to zrobić. Otworzyłem drzwi pokoju. Nikt do niego nie wchodził. Może tej nocy świat będzie wystarczająco spokojny. Przez szklane drzwi prowadzące na taras widać było gwiazdy i promień lasera z jakiejś dyskoteki, a gęste czarne chmury przechodziły w ciemność koloru głębokiego błękitu. Zapaliłem stojącą przy łóżku nocną lampkę. Jednak z nowym dniem, ze światłem, nadchodziło działanie. Niecierpliwiłem się, czekając na wyniki analizy, lecz doczekałem do popołudnia, nie chciałem, żeby w laboratorium zapamiętali więcej niż konieczne. Pragnąc wykorzystać przedpołudnie, pojechałam do Nordic Clubu, gdzie Fred i Otto grywali w golfa z innymi starymi cudzoziemcami-nazistami i hiszpańskimi sympatykami. Był tam również Martín, a później dołączył Węgorz. Węgorz grał. Miał dobry sprzęt i dobre maniery. Martín ograniczał się do oglądania. Wszyscy rozmawiali, może mówili o Sandrze, ponieważ w pewnej chwili Fred mocno uderzył kijem w ziemię, musieli go wyprowadzić z równowagi. Pozostali, nie zwracając na to zbytniej uwagi, podjęli grę, a jeden z nich uderzył piłeczkę i posłał ją daleko. Obserwowałem ich, jak oddalają się w stronę innych dołków, po czym wróciłem do samochodu. Nie mogłem dać się zobaczyć po tym, jak dowiedziałem się od Sandry, że mają moje zdjęcie, przynajmniej nie powinienem podsycać chęci tych typów załatwienia mnie. Chciałem zaczekać, aż wyjdą, żeby śledzić któregoś, ale przyszło mi do głowy, że skoro wszyscy się tutaj zebrali, będzie to odpowiednia chwila, żeby zobaczyć, co porabia zimna Frida. Najpierw przejadę obok domu, który dzieliła wspólnie z Martínem i innymi jemu podobnymi, chociaż o tej porze pewnie będzie sprzątać u Freda i Karin. Będę musiał postępować ostrożnie, bo z tego, co opowiedziała mi Sandra, z pewnością rozprowadzili moją fotografię wśród członków Bractwa. Miał to być sposób zabezpieczenia się przede mną lub domagania się mojej głowy. Nie wiedziałem, do jakiego stopnia wiedzą, kim jestem, skoro nawet moi bliscy tego nie wiedzieli, chociaż z łatwością mogli się tego domyślić z uwagi na fakt, że ktoś w ich wieku tak się nimi interesuje, ktoś, kogo nie zdołają oszukać. Sandra powiedziała mi, że Frida pracuje trzy godziny dziennie, od ósmej do jedenastej, a czasami zostaje dłużej, jeśli zachodziła taka konieczność. Ulokowałem się zatem nieopodal placyku, patrząc w stronę Willi pod Słońcem. Była za dziesięć jedenasta i musiałem tylko poczekać do pięć po jedenastej. Wtedy zobaczyłem, jak zamyka bramę i wsiada na rower. Pozwoliłem, żeby oddaliła się wystarczająco i pojechałem za nią. Natychmiast zorientowałem się, że zmierza do domu Ottona i Alice. Wielka czarna brama domu z numerem 50 otworzyła się, Frida weszła, a ja poczekałem chwilę. W końcu doszedłem do wniosku, że to głupota tam [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |