Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] się kochamy. Chcę ci dać dzieci i patrzeć, jak dorastają w Casa Verde. - W jego oczach pojawił się ów blask, na który tak długo czekała. - Czy wiesz, Ŝe kocham cię ponad wszystko? Sprawiałem ci ból, bo sam cierpiałem. PoŜądałem ciebie, byłaś mi potrzebna i nie mogłem ci tego powiedzieć, bo zawsze przede mną uciekałaś. Czy nie uwaŜasz, Ŝe czas juŜ z tym skończyć? Wyjdź za mnie. Zamieszkaj ze mną. Jesteś dla mnie jak powietrze. Bez ciebie zginę, Amando. . Uśmiechnęła się do niego przez łzy. - Ja teŜ - wyjąkała. - Chcę być z tobą. Chcę ci dać wszystko, co mam. - Chcę tylko twojego serca, najdroŜsza. W zamian chętnie oddam ci swoje. Jej drŜące wargi dotknęły jego ust. Pocałunek był tak gwałtowny, jakby oznaczał rozstanie. Czuła, jak ich ciała poŜądają siebie, jak mocne bicie ich serc stapia się w jeden rytm. - Czy jesteś pewien, Ŝe chcesz tylko mojego serca? -zapytała rozkoszując się niespodziewanym szczęściem. - Niezupełnie - przyznał. - Swe ocalenie w tej chwili zawdzięczasz tylko nie sprzyjającym okolicznościom. Amanda leciutko ugryzła go w wargę. - Mógłbyś zawieźć mnie do domu. - I zrobię to. - zapewnił ją z uśmiechem. - Ale najpierw muszę na kilka dni pozbyć się matki i Duncana, A o ile znam moją matkę, panno Carson, będzie to moŜliwe dopiero po ślubie. Uśmiechnęła się do niego swymi ciemnymi, przepełnionymi miłością oczami. - Pozostaje samochód - zaproponowała. - To nie dla mnie - odparł. - Są teŜ motele... - CzyŜbyś próbowała mnie uwieść, Amando? Oblała się rumieńcem. - Właściwie tak. Popatrzył na jej miękkie, lekko obrzmiałe wargi i przytulił ją czule. - Wczoraj wieczorem prawie ci się to udało - zauwaŜył, spuszczając wzrok na jej dekolt. - To wspomnienie pozostanie ze mną na zawsze, jak to twoje zdjęcie, które od siedmiu lat noszę w portfelu. - Masz moje zdjęcie? - otworzyła szeroko oczy. Jace skinął głową. - To, które kiedyś zrobił Duncan -biegniesz z rozwianymi włosami, roześmiana i promienna. Chciałbym, Ŝeby ktoś cię tak namalował. Było takie piękne, Ŝe nie oparłem się i ukradłem mu je, a potem przez tydzień miałem wyrzuty sumienia. - Dlaczego po prostu nie poprosiłeś, Ŝeby Duncan ci je podarował? - zapytała zdziwiona. - Domyśliłby się wszystkiego - odparł Jace i musnął wargami jej czoło. - Kocham cię juŜ tak długo, najdroŜsza, - szepnął. - Nawet kiedy wmawiałem sobie, Ŝe cię nienawidzę, kiedy byłem dla ciebie okrutny i raniłem cię, to tylko dlatego, Ŝe sam cierpiałem. Uciekałaś, a ja cierpiałem coraz bardziej. Tego dnia, kiedy się skaleczyłem, a ty powiedziałaś coś o Duncanie, myślałem, Ŝe zwariuję. Nie mogłem znieść myśli, Ŝe cię pieścił, tak jak ja chciałem to robić. - Pocałowałeś mnie - przypomniała rozmarzona. - Czułem się, jakbym dostał skrzydeł. Trzymałem cię w ramionach, dotykałem... Czekałem tyle lat i wiem, Ŝe warto było. Ale potem zacząłem mieć wątpliwości i to cię odstraszyło. Nigdy nie ufałem kobietom, Amando. DuŜo mnie kosztowało, by nauczyć się ufać tobie — dodał i pogłaskał ją czule po plecach. - Nigdy cię nie zdradzę - zapewniła go Ŝarliwie. - Zawsze chciałam tylko ciebie, Jasonie, mimo Ŝe moja matka... Uciszył ją szybkim, gwałtownym pocałunkiem. - Pojedziemy na jej ślub, chcesz? - zapytał. - Gdybyś była juŜ czyjąś Ŝoną, teŜ prawdopodobnie nie umiałbym trzymać się od ciebie z daleka. Tak pewnie było z twoją matką - dodał wzruszając ramionami. - Nigdy nie przypuszczałem, Ŝe będę cię tak kochał. Zrozumiałem to dopiero tej nocy, kiedy tak długo nie wracałaś z Nowego Jorku. Modliłem się tak jak nigdy w Ŝyciu, a kiedy wróciłaś, cala i zdrowa, potrafiłem tylko wrzeszczeć. - Ale potem przyszedłeś do mnie - szepnęła, rumieniąc się na to wspomnienie. - I kochaliśmy się - dodał muskając jej usta. - W najsłodszy, najwolniejszy, najczulszy sposób. Ten pierwszy, prawdziwy raz miedzy nami teŜ będzie taki. I będzie trwał całą noc. - Jason! - zaprotestowała i przytuliła się do jego piersi. - Będzie pięknie - szepnął, biorąc ją w ramiona. - Zawsze jest pięknie, kiedy mnie dotykasz - stwierdziła przymykając oczy. - Tak bardzo cię kocham, Jasonie! - I nigdy nie przestawaj - szepnął. - Nigdy! - Czy teraz juŜ mogę jej powiedzieć, jak się cieszę, Ŝe zostanie moją bratową? -rozległ się za nimi wesoły głos. Jace zaśmiał się i gestem posiadacza obrócił Amancie twarzą do brata. - Pozwolę ci nawet być druŜbą - obiecał.. - Mama juŜ planuje wesele - dodał Duncan z uśmiechem. - Parę minut temu przechodziła, hm, przypadkiem koło okna. - Chcesz powiedzieć, Ŝe ją tutaj zaciągnąłeś - poprawiła go Amanda. - Niezupełnie. Raczej... przyprowadziłem. Kiedy ogłosicie to wszystkim? - Za jakieś pięć minut - oznajmił Jace, czując, jak Amanda sztywnieje w jego ramionach. - Zanim moja dziewczyna zmieni zdanie. - Mowy nie ma - zaprzeczyła, topniejąc pod spojrzeniem jego szarych oczu. Ni stąd, ni zowąd Duncan wybuchnął śmiechem. - Właśnie przypomniałem sobie, jak kilka lat temu wymyślaliście sobie od dam i pastuchów. I patrzcie, jak się skończyło. - Ona naprawdę jest damą - mruknął Jace, a w jego głosie nie było ani śladu ironii. - A on moim ulubionym pastuchem - dodała Amanda. - A teraz was przeproszę i poszukam tej ładniutkiej Sullevanówny - rzekł Duncan. - A wam - dodał - radzę odsunąć się od okna. Matka was obserwuje. - Duncan - powstrzymała go Amanda. -Tak? - Dlaczego właściwie ściągnąłeś tutaj mnie i Terry'ego? Dlaczego zaproponowałeś nam ten kontrakt? Duncan uśmiechnął się od ucha do ucha. - Bo kiedy wyjechałaś stąd sześć miesięcy temu, zauwaŜyłem, Ŝe Jace [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |