Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] katalogach i poplamionych na brązowo zimną herbatą kubkach. Eee. . . tego. . . Witam, sir wybełkotał Rosch. Wpadł pan po raport o postępach Planu Ustepowiania? Jest tutaj, właśnie go kończyłem i miałem za- miar dostarczyć, tego, osobiście, tego. . . To akurat oczko w głowie Patafiana. Postępy tego projektu mnie nie inte- resują. Interesują mnie ludzie. Potrzebuję ich. Sir? Nic mi o tym nie wiadomo. Myślałem, że to podłe plotki. Ma pan na myśli kogoś konkretnego? Jestem pewny, że będą zaszczyceni pańskim, tego, zainteresowaniem. Co? Nie, potrzebuję ich wszystkich. Naraz? Brwi inżyniera powędrowały w górę na masywnym czole. 80 Oczywiście. Są przecież zespołem, czyż nie? Cóż, wiem, że niektórych widuje się zawsze razem, ale nie sądzę. . . Fisk z niesmakiem obrzucił wzrokiem liczne kalendarze pokrywające ścianę za inżynierem, który cierpiał na nadwagę. Obrazki na błyszczących pergaminach przedstawiały wyuzdane, roznegliżowane kobiety, przysłonięte w zasadzie wy- łącznie geodezyjnym sprzętem, z którym pozowały. Szczególnie zafascynowała go dziewczyna z poziomnicą. Co ty bełkoczesz?! Chcesz tę robotę czy nie? Robotę? Myślałem, że. . . no. . . Robotę. Tak. yrenice Roscha rozszerzyły się, kiedy Fisk rozwinął mapę wschodniej gra- nicy Cranachanu, a następnie wręczył mu zezwolenie z podpisem samego króla Grimzyna. Poszerzyły się jeszcze bardziej, gdy wysłuchał szczegółowych planów projektu. . . . i musi to być ukończone w przeciągu dwóch miesięcy. Dacie radę? zakończył Fisk. Ba! To sporo pracy. Nie da się bez większej liczby ludzi. Powtarzam: dacie radę? Musiałbym przenieść robotników z prac nad Ustepowianiem. I wtedy dacie radę? Sądzę, że tak. Dobra, proszę zostawić to mnie. Doskonale! Fisk zatarł głośno rękawice. A, Mh tonnay dodał to- nem pogróżki chyba nie muszę ci mówić, że w naszej pogawędce poruszaliśmy sprawy natury. . . hmm. . . bardzo delikatnej. Jeżeli będą przecieki, osobiście do- pilnuję, żeby odnaleziono cię na dnie głębokiego, mrocznego wykopu. Tragiczny wypadek, rozumiesz. Czy wyrażam się jasno? Jak słońce, sir, jak słońce potwierdził Rosch, przełykając ślinę. Oczekuję szybkiego rozpoczęcia robót. Obaj wstali, po czym Fisk zniknął tak szybko, jak się pojawił. Rosch Mh tonnay spojrzał głupkowato na swoją wyciągniętą dłoń, której Fisk nie uści- snął, i siadł ciężko z powrotem i potarł czoło. * * * W oddali ktoś urządził koncert kociej muzyki na największej parze koncer- towych kotłów, jakie można sobie wyobrazić. Jego wielkie, lśniące od wysiłku ramiona uderzały rytmicznie, odgrywając druzgoczącą zmysły solówkę. Można było odnieść niepokojące wrażenie, że jest coraz bliżej. 81 Niebo pełne ciężkich chmur burzowych ciskało i pomiatało parą średniej wiel- kości lodowców w poruszającej niebo i ziemię partii pozbawionego reguł rugby. Były coraz bliżej. Pangea, Gondwana i kilka innych niewielkich kontynentów ska- kało, jakby ktoś grał nimi w pchełki. Też się zbliżały. W każdym razie tak wydawało się leżącemu z mocno zaciśniętymi powiekami Firkinowi, który miał nadzieję, że to tylko zły sen, i modlił się, by skończył się jak najszybciej. Kiedy otworzył jedno oko, do tłumu zjawisk sejsmicznych dołączyły licz- ne małe trzęsienia ziemi. Kilka tysięcy wściekłych, dzikich antylop walczyło o pierwszeństwo w szalonym biegu przez zaduch w jego głowie. Czym sobie na to zasłużyłem? zastanawiał się, kiedy przemknęła gromada zebr. Leżał na boku i łkał, mając nadzieję, że wściekłe stworzenia w końcu się uspokoją. Czemu czuję się jak coś, co ciągnęły hieny? Iskierki wspomnień przedzierały się przez ciem- ną masę zamroczenia. Coś związanego z kotlecikami z kurczaka, kawą i chatką z piernika. No i, rzecz jasna. . . Vladem Langschweinem. Guten Morgen, panoffie. Pschyjemnie sssię sssspało? spytała oddalo- na od twarzy Firkina zaledwie o kilka cali łysa głowa. Uśmiechając się chłodno i świszcząc oddechem wydobywającym się spomiędzy dwóch ostrych kłów, za- pytała: Zśśśśniadanko? Ussssggrnttlbleurgh! brzmiała najlepsza odpowiedz, na jaką stać było Firkina. Wrótzę tu za chfilę. Uurgh. Głowa odwróciła się i usunęła z pola widzenia. Firkin usłyszał szczęk klucza w metalowych drzwiach. Nic w tym dziwne- go, że usłyszał dla Firkina brzmiał, jakby odegrano go sześćsetkilowatowym wzmacniaczem ustawionym na maksimum. Z trudem dotarło do niego, że zabójczy ból głowy może mieć coś wspólne- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |