Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Położenie wszystkich było nieznośne, towarzystwo z żywiołów nieprzyja- znych złożone w jedną jakąś grupę i całość skleić się nie mogło. Lola była widocznie na mękach. Ale w dobrze urządzonym domu zawsze się można spodziewać dywersji168, choćby przez kamerdynera. Zaczęto przygotowywać w drugim pokoju herbatę i zjawiła się jak kometa przelatująca ciocia Nieczujska. Hrabia Ildefons zdecydował się rozpocząć cichą i skromną rozmowę z Boń- czą. Na Nieczujskiego nikt naturalnie ani spojrzał, co zdawało mu się doga- dzać. Swobodny, spokojny patrzał sobie to na ogród, to na Lolę, której oczy kilka razy szukać się go zdawały. Opuszczony hrabia Roman poczynał się burzyć w sobie, gdy litościwa Herma przyszła mu w pomoc i przysiadła do niego. Jakże się ma stryj hrabiego? odezwała się sam przyjazd pański zdaje się zapewniać, że lepiej... Lola była o jego zdrowie niespokojną. 166 d a n s s o n j u s (fr.) - we własnym sosie 167 s p e k t a t o r (łac.) - widz, obserwator 168 d y w e r s j a (łac.) - tu: działanie mające na celu odwrócenie uwagi od czegoś 83 Tak jest, stryj mój ma się lepiej znacznie rzekł Roman smutnym głosem ofiary niewinnie poświęconej. Zniżył glos i po namyśle dodał: Z jego rozporządzenia przybyłem tu, gdyż inaczej nigdy bym się tak czę- sto nie śmiał naprzykrzać, zwłaszcza że w Gromach, jak widzę, nie zbywa na towarzystwie. A! to tylko dziś taki jakiś dzień szczęśliwy złośliwie poczęła Herma na dnie powszednie nie mieliśmy nikogo oprócz pana Adolfa Nieczujskiego. Widzę, że nie odjechał jeszcze... Lola go zatrzymała mówiła z pewnym naciskiem Herma to bardzo do- bry i miły człowiek, chociaż niepozorny. Tak bardzo niepozorny śmiejąc się dodał Roman. Ale mężczyzna bardzo przystojny podchwyciła Herma a że troszkę za- niedbuje się, tego mu za złe brać nie można. Bez pretensji... Roman milczał zacięcie. Herma paplała: Wszakże z hrabią Ildefonsem i panem Bończą panowie się znacie? A! bardzo dawno i dobrze! rzekł Roman. Była to jakby przymówka złośliwa do tego, że nie mówili do siebie. Hrabie- go Ildefonsa w istocie trudno teraz było wciągnąć do rozmowy, gdyż cała jego wielce wytężona uwaga zwrócona była na Lolę i matkę, która go usiłowała zbliżyć do niej i wyzywała coraz słówkiem jakim. Ale nader ostrożny kawaler odpowiadał krótko i zapobiegając wszelkiej kompromitacji, chciał być dla panny widocznie zagadką i tajemnicą. Troskliwa matka na przemiany cicho i głośno prowadziła rozmowę nieprze- rwaną z gospodynią, pochlebiając sobie, że ją dowcipem i czułością swą za- chwyci, chociaż w istocie do najwyższego stopnia tylko zamęczała. Chciała widocznie zawiązać stosunek poufały i serdeczny. Ty, kochana baronówno, jesteś taka osamotniona, bez stosunków, bo chociaż wielce szacuję hrabiego Filipa, no, ale zawsze to mężczyzna, a kobie- cie kobiet potrzeba i kobieta ją tylko zrozumieć potrafi. Nie dziwże się, iż z całego serca ofiaruję moją przyjazń, pomoc sąsiedzką i posługi. Lola dziękowała; wtem jakoś dano znać, że herbatę podano, i całe towarzy- stwo przeniosło się do jadalnej salki, do wytwornie dosyć zastawionego stołu, u którego każdy zajął miejsce, jakie chciał i mógł. Nieczujski ostatni pozostałe zajął na swym końcu. Spoglądano na niego ciekawie, ale niepozorna jego postać nie zastraszała nikogo. Siedział skromnie, nie odzywał się wcale i trzymał na uboczu, tylko Lola uciekała się doń czasem wzrokiem, jakby przed nim poskarżyć się chciała, użalić i od niego sił zaczerpnąć do nieznośnej tej komedii życia. Wśród dwóch hrabiów i szanownego Bończy, sztywnych, wymuszonych, obrachowanych, nadętych, Nieczujski korzystnie odbijał męską postawą, otwartą fizjognomią i obliczem jasnym a pełnym męstwa i spokoju. Kto to jest ten pan? zapytała cicho hrabina Loli. Daleki mój krewny, z Poznańskiego odpowiedziała gospodyni. Kto to taki ten jegomość? pytał Bończy hrabia Ildefons półgłosem. Jakiś kuzynek z daleka z wizytą przybyły, zapewne po pieniężną pomoc odparł Bończa. 84 Hrabiemu Romanowi zawadzał także ten intruz bardzo, ale nie był obowią- zanym zbliżać się do niego. W ogóle był dosyć osamotniony i łapał kose wej- rzenia wymierzone na siebie. Przy herbacie rozmowa mniej więcej była powszechną, gospodyni usiło- wała w nią wciągnąć Nieczujskiego, który parę razy krótko odpowiedział. Utrapione owo posiedzenie skończyło się przecie. W przejściu na powrót do salonu Bończa miał zręczność zbliżyć się chwilę do Hermy. Nieskończenie jesteście wszyscy zabawni szepnęła mu figlarka. Wi- dzę, że pan za wygrane Romanowi dać nie chcesz, a oto i nowy rywal przy- bywa w hrabi Ildefonsie. Niestraszny odparł Bończa lecz, co gorzej, jeśli Ildefons miał tę myśl, mogą ją powziąść i inni młodzi ludzie z sąsiedztwa. Będziecie panie miały najazd pretendentów i szturm do serca baronównej. A! to będzie nadzwyczaj zajmujące! zawołała Herma bardzo bym rada, ażeby się przepowiednia sprawdziła! A jakże pani nam wróży? zapytał Bończa. Ja wcale wróżką nie jestem. Lola, dobra, kochana, jest jeszcze dzieckiem, do serca jej zajrzeć bardzo trudno... a kogo wybierze sobie, tego nikt dziś nie odgadnie. Wiesz pan, z mężczyzn kto jej dotąd najmilszy? Bończa z niezmierną ciekawością pochylił się, aby tajemnicę usłyszeć. Kuzynek Nieczujski! śmiejąc się dodała Herma. Nie może być! zdumiony odparł Bończa pani żartujesz! Nic a nic, z nim mówić lubi, z nim jest najlepiej. Ależ przecie to nam nie grozi! zawołał kawaler boć to człowiek nie na- szego świata. Herma ruszyła ramionami. Cóż mówi o mnie? zapytał ciekawy. Najgorzej, że wcale o panu nigdy nie wspominała. Nie było to najgorzej jeszcze przerwał Bończa lecz pani by ją powinna przez łaskę dla mnie wybadać. Nie przez łaskę dla pana, ale przez ciekawość zapytywałam ją. I cóż? i cóż? natarczywie badał Bończa. Roześmiawszy się, Herma na wychodnym już do salonu rzuciła mu w ucho: Ciesz się, stoisz na równi z hrabią Romanem! Po tej zagadkowej odpowiedzi pierzchnęła. Bończa wrócił do salonu mocno zamyślony. Tu prędko nadchodzący wieczór jesienny zmuszał gości do odjaz- du; hrabina Bramińska, wylewając ostatki czułości na córkę najlepszej swej przyjaciółki, zabierała się ją pożegnać, hrabia Ildefons obliczał się z sumie- niem, czy jakiego nierozważnego nie popełnił kroku ruszono się z miejsca. Bończa rad nierad wziął za kapelusz także. Tryumfujący ze swojego przywi- leju hrabia Roman pozostawał, otrzymawszy plac nad nieprzyjacielem cofają- cym się w porządku, ale z kwaśną miną. Nie był jednak sam, gdyż zapewne wskutek danego znaku Nieczujski pozo- stawał w saloniku i wziął się zaraz, przysunąwszy krzesło, do przeglądania albumów, jak gdyby one dla zabawy jego na stole rozłożone były. Herma dla zajęcia niespokojnych rączek miała szydełkową robótkę. Lola wyniosła jakąś kanwę rozpoczętą ogromnym deseniem. Wszyscy więc znalezli sobie zatrud- 85 nienie, jeden tylko hrabia Roman, zostawiony własnemu przemysłowi, nie bardzo wiedział, co począć. Jedynym talentem, jaki posiadał młodzieniec, który zresztą był także nieco muzykalnym, ale tu do wysokiego stopnia ćwiczeń swych nie posunął, było rysowanie karykatur. Znano go z tego, a drażliwe postacie lękały się tego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |