Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Domyśliła się, iż z czymś niezwykłym przychodzi, najpewniej z interesem& do woreczka. Oleś ręce zacierał, był to znak dobrego humoru. No, cóż tam u ciebie słychać? zapytała zakładając książkę. Tak szczególnego nic& na herbatę musiałem prosić kilka osób, nie wiem, czy mama będzie im rada, a mnie bury nie da. No! no! a kogoż? Lelię& Eh! znowu Lelię& jużem myślała, że sobie pojechała. Ale nie mamy powodu zrywać& i toć przecie dawne stosunki& a z Lelią musiałem i Sylwana prosić. Otoż masz! odezwała się starościna otoż masz! po co? Hanna już to sobie była wyperswadowała, sam go znowu do domu wprowadzasz! Coż, że raz przyjdzie? Po co sobie mam robić nieprzyjaciół! Starościna westchnęła. Zdaje mi się, o ile mogłam uważać, że i Hanna mu nie będzie nawet rada. Kogoż więcej? Dołęga, może jeszcze osób parę a!! Herman. No, to przynajmniej dobrze, Hermana lubię i Hannie od niejakiego czasu jest dosyć miły. Oleś ucałował rękę staruszki. Ale po coż ten Sylwan? dodała wzdychając. Wiecie, co tu o nim mówią; ksiądz prałat, prezes, wszyscy ludzie poważni utrzymują, że to jest niebezpiecznych zasad człowiek. Na to zamilkł pan Aleksander. Bytność takiego człowieka zaraz na dom cień rzuca& Trudnoż go było pominąć, prosząc Lelię. Hm! Lelia dobra osoba i ty masz bo do niej słabość już coś była zrazu znikła, teraz znowuście się zbliżyli. Mama ją dawniej dosyć lubiła& Ale ja ją i teraz lubię, tylko.. tylko ten brat i& ale już dajmy temu pokój& jeśli proszeni. Oleś spojrzał na staruszkę i nie przeciągał rozmowy. Hanna też nadeszła na ostatnie wyrazy, a że trzeba było herbatę i przyjęcie przygotować, staruszka oznajmiła jej o gościach. Obróciła się do ojca. Ktoż będzie? spytała. Lelia, Sylwan, Herman, Dołęga rzekł prędko Oleś. Hanna się zarumieniła. Jak to? Sylwan i Herman& Tak! tak! odparł ojciec. Ruszyła ramionami. Babka popatrzyła na nią, nie można było zrozumieć, czy rada jest temu, czy niezadowolniona; zakłopotana była widocznie. O naznaczonej godzinie Dołęga, który od sieni i spotkania ze służącym już śmiał się tak głośno, że go na cały dom słychać było pierwszy się stawił i przysiadł do starościnej. Lubiła go dosyć i miała za przyjaciela domu. Począł żartować i dopytywać o gospodarza, który był znikł. Starościna szepnęła mu na ucho: Wystaw sobie, znowu Lelię i Sylwana zaprosił. Dołęga usta skręcił. Widzi pani starościna, trzeba było musiał. Ja sam Sylwana nie bardzo lubię, pedant, purytanin, zagorzalec, ale znowu tak zły człowiek ani tak czerwony, jak go okrzyczano, nie jest. Mnie się zdaje, że jego by nawrócić można& że on się nawróci a co się tyczy pani Lelii dodał ciszej pan Aleksander& zaszłapał*& formalnie zaszłapał& Pani dobrodziejko, daremna to rzecz, trudno go będzie utrzymać& Lepiej żeby to mniejsze głupstwo zrobił niż inne, które by niebezpieczniejszym być mogło. Ale najlepiej, żeby żadnego nie robił! odparła żywo starościna, biorąc za pończochę. Do czego mu to!& Zamilkł Dołęga. Herman ofiarował się razem przyjść z Lelią i Sylwanem i towarzyszył im też tutaj. Powitanie było nieco ceremonialne. Starościna zagadała do Lelii chłodno, prosiła siedzieć, zadzwoniła zaraz, żeby Hanny proszono. Zjawiła się i ona, także nieco inna, niż dawniej była z przyjaciółką; Sylwanowi skłoniła się z daleka, do Lelii przemówiła; w oczach widać było rozdrażnienie i niepokój. Herman przyniósł z sobą cały swój dobry humor, aby towarzystwo nim, jeśli można, ożywić. Nie była to rzecz łatwa, lecz częstokroć ton dany przez jednego człowieka energicznie, może zmienić usposobienia. Szło mu głównie o zbliżenie Sylwana do Hanny. Zaczął od tego, że sam się do niej przysunął. Przyprowadziłem pani mego brata rzekł i mam nadzieję, że zostanie dobrze przyjęty. Podobało się pani odebrać mu zbyt wielkie i śmiałe nadzieje, jakie mógł powziąć, ale to przecie nie przeszkadza stosunkom dobrym i wzajemnemu szacunkowi. Mocno zarumieniona Hanna spojrzała na Hermana i milcząc podała mu ręką. Wdzięczną panu jestem rzekła cicho życzyłam sobie zgody z przyjacielem lat dziecinnych& Chwilowemu nieporozumieniu był może on winien, a może trochę porywczość moja& Gdybyś pani chciała wypędzać ze swego salonu wszystkich admiratorów pięknej Violi rzekł Herman śmiało to moja noga by tu postać nie powinna. Sylwan miał dla niej litość bardzo patriarchalną, a ja słowo pani daję mam głowę zawróconą. Odwróciła się Hanna i popatrzała nań. Pan? pan? spytała. Ja! tak! niestety! westchnął Herman biję się w piersi, przyznaję! Przy pani trudno o czarodziejkach mówić, bo pani jedną z nich jesteś, ale Viola czaruje dziecinną śmiałością, talentem, a nawet wynędznieniem swoim i chorobą. Co za entuzjazm! rozśmiała się Hanna. Pani byś go podzielała, gdybyś ją widziała z bliska& Sądzisz pan? Jestem tego pewny& A zatem przypuśćże pani do zgody i łaski swej biednego Sylwana, który niewinnie ucierpiał wiele& Na to nie było odpowiedzi. Herman odszedł, Hanna przystąpiła do stolika, ogólna rozmowa o wypadkach dnia toczyć się zaczęła, Sylwan się do niej przyłączył. Parę razy Hanna zwróciła się wprost ku niemu, odpowiedział jej grzecznie, spokojnie, nie okazując wzruszenia ani najmniejszego gniewu. Złożyło się tak, że Dolęga przysiadł do starościnej, papa Oleś do Lelii, Herman zaś Sylwanem * zaszłapać zaplątać się w miłość, zakochać, zadurzyć się pokierował, aby go z Hanną odłączyć i dozwolić się im rozmówić z sobą. Miał wszelką nadzieję, iż przyjdzie do porozumienia. Lecz Sylwan łatwym nie był do takiego pokierowania, ociągał się nieco i brat musiał bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |