Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skórę bluzy watowanego kombinezonu, z którego Zekk był tak dumny, pozostawiając w niej
dymiące rozcięcie.
Z triumfalnym okrzykiem Vilas odwrócił się w locie, a Zekk poczuł, że zaczyna
wzbierać w nim fala gniewu. Młodzieniec wiedział, że gniew pozwoli mu jeszcze skuteczniej
czerpać siły ciemnej strony Mocy. Wyciągnął rękę w stronę najbliższego dryfującego
wielościanu. Pochwycił mający kształt piramidy moduł szklarniowy i cisnął ciężkim
przedmiotem w przeciwnika z siłą mogącą strzaskać transpastalowe ściany.
Widząc to, Vilas skulił się w kłębek, a młodzieniec w tej samej chwili machnął
ostrzem świetlnego miecza, żeby rozciąć moduł szklarniowy na dwie części. Oba kawałki,
koziołkując w powietrzu, poszybowały w różne strony.
Rysy twarzy ciemnowłosego mężczyzny wykrzywił grymas wściekłości. Vilas kopnął
jedną z przelatujących obok niego części piramidy, co pozwoliło mu znów skierować się ku
Zekkowi. Młodzieniec czekał, nie unosząc jednak ostrza świetlnego miecza. Zorientował się,
że mężczyzna zamierza ciąć klingą miejsce, w którym w tej chwili znajduje się jego
przeciwnik. Wiedział jednak, że jeżeli ich ostrza znów się zetkną, obaj koziołkując w
powietrzu, polecą w przeciwne strony. Kiedy ujrzał, że Vilas unosi broń, szykując się do
zadania potężnego ciosu, posłużył się Mocą, aby odepchnąć siebie... i oddalić się od wroga.
Vilas ciął ze straszliwą siłą... ale jego energetyczna klinga z głośnym pomrukiem
przecięła tylko powietrze. Ponieważ nic nie zrównoważyło siły ciosu, mężczyzna zaczął
wirować niczym trąba powietrzna. Nie umiejąc kontrolować swoich ruchów, bardzo szybko
stracił orientację.
Zekk skorzystał z okazji, żeby zyskać chociaż trochę czasu. Odepchnąwszy się od
jakiejś bryły, poszybował w kierunku jednego z większych meteorytów, wiszącego w samym
środku kulistego amfiteatru. Objął go rękami, ale po chwili obrócił się i przykleił plecy do
chropowatej kamiennej powierzchni.
Mógł ukrywać się tam przez kilka chwil, ale pózniej musi na nowo podjąć walkę.
Przebywający we wnętrzu obserwacyjnego bąbla Qorl stał nieruchomo, podczas gdy
Brakiss i Tamith Kai siedzieli na wyściełanych fotelach, obserwując przebieg pojedynku.
Zarówno naczelnik Akademii Ciemnej Strony, jak i Siostra Nocy przyglądali się swoim
pupilom, licząc na to, że dzięki ich zwycięstwu będą mogli być z nich dumni. Tymczasem
Qorl usiłował ukryć niepokój, ale nie mógł oderwać spojrzenia od dwójki młodych
utalentowanych uczniów toczących zaciętą walkę w pomieszczeniu o zerowej sile ciążenia.
Oczy Tamith Kai, w napięciu obserwującej pojedynek, rzucały fioletowe błyski.
Siostra Nocy, nie odwracając głowy, kątem szkarłatnowiśniowych ust odezwała się do
Brakissa:
- Twój chłopak nie ma żadnych szans - oznajmiła kpiącym tonem. - Vilas jest o wiele
bardziej doświadczony. Ja go uczyłam, Vonnda Ra go szkoliła i nawet Garowyn udzielała mu
rad. Nasz młody bohater jest ukoronowaniem wielu lat starań, jakich dokładamy na
Dathomirze. Przestań zawracać sobie głowę tym niemądrym pojedynkiem. Po prostu mianuj
Vilasa dowódcą wszystkich nowych Ciemnych Jedi.
Brakiss siedział, zachowując pozorny spokój. Qorl widział jednak subtelne zmiany
rysów jego twarzy, jakie pojawiały się za każdym razem, kiedy sytuacja walczących uczniów
ulegała nagłym zmianom, i był pewien, że pojedynek budzi żywe emocje w sercu naczelnika
Akademii Ciemnej Strony.
- Ach, Tamith Kai - odparł Brakiss. - Zapominasz, że to j a uczyłem Zekka. To liczy
się bardziej niż wszystkie nauki, jakie mógł pobierać twój pupil, szkolony przez zastępy
Sióstr Nocy.
Tamith Kai oderwała spojrzenie od pola walki i spiorunowała młodego mężczyznę
błyskiem fioletowych oczu. Pogardliwie prychnęła.
- Wydaje mi się - przemówił nagle Qorl - że Tamith Kai ma jednak trochę racji. Taki
pojedynek zakończy się przecież bezsensowną stratą. Bez względu na to, kto zwycięży,
stracimy jego rywala - ucznia dysponującego o wiele większymi umiejętnościami niż wszyscy
pozostali, których nadal będziemy szkolili w naszej akademii.
- Ta walka ma głęboki sens - odrzekł cierpliwie Brakiss, jakby mówił do ucznia. -
Pozostali kandydaci znają swoje miejsca i będą wykonywali rozkazy posłusznie jak automaty.
Co innego tych dwóch... Każdy z nich myśli, że jest najlepszy. Mimo to tylko jeden będzie
mógł rozkazywać uczniom Jedi. Tylko jeden zasługuje na miano najdzielniejszego
wojownika. Gdybyśmy pozwolili przeżyć drugiemu, zawsze gardziłby zwycięzcą... i może
nawet starał się poderwać jego autorytet. Nie, z całą pewnością będzie lepiej, jeżeli się
dowiemy, kto z tych dwóch jest silniejszy.
Tamith Kai zgodziła się z jego zdaniem.
- Tak - oznajmiła. - Poza tym dobrze zrobi innym uczniom, jeżeli zobaczą, jak jeden z
nich umiera. Dopiero wówczas w pełni zrozumieją głębię naszej determinacji... i uświadomią
sobie, że Drugie Imperium także od nich może kiedyś zażądać złożenia życia w ofierze.
Brakiss zamiast odpowiedzi tylko kiwnął głową.
Qorl nie odezwał się ani słowem. Nie miał zamiaru sprzeczać się z przełożonymi.
Dobrze rozumiał, że zarówno naczelnik Akademii Ciemnej Strony, jak i Siostra Nocy są
głęboko przekonani o racji swojego postępowania. Kimże był, aby miał wątpić o słuszności
ich opinii? A poza tym, nawet gdyby którykolwiek z dwójki młodych kandydatów chciał się
poddać w nadziei, że ocali życie, jaki straszliwy cios poniosłoby morale wszystkich widzów?
Mimo wszystko, poddanie oznaczało zdradę. Qorl pochylił się, by uważniej przyglądać się
pojedynkowi.
Zekk starał się uspokoić oddech. Rzecz jasna, nie mógł się ukrywać zbyt długo za
skalną asteroidą... a przynajmniej nie na oczach wiwatujących widzów, coraz bardziej
podnieconych przebiegiem walki, w miarę jak stawała się bardziej zacięta. Jego dłonie były
mokre od potu, a Zekk wiedział, że nie może pozwolić sobie na zgubienie broni w
niewłaściwej chwili, kiedy będzie jej najbardziej potrzebował. Musi zatem być czujny; musi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.