Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] - Mam nadzieję, że nie obudziliśmy państwa Chavezów, zjawiając się o tak póznej porze - powiedziała Haley. - Trzy lata temu wyprowadzili się do chatki dla gości - oznajmił sucho Luke. - Potrzebowali więcej miejsca, żeby ich wnuki mogły swobodnie biegać, kiedy przyjeżdżają w odwiedziny do dziadków. Chatka dla gości, mająca cztery sypialnie, olbrzymią werandę oraz zapierający dech widok na jezioro, była większa od wielu normalnych domów. Co jak co, pomyślała Haley, ale wnukom Chavezów na pewno nie zabraknie miejsca do zabawy. Z tego, co pamiętała, reszta służby mieszkała poza terenem posiadłości. A zatem są tylko we dwoje, ona i Luke. Anula & pona ous l a d an sc Zdawał się czytać w jej myślach. Cisnąwszy kapelusz na jeden z foteli, przysiadł na oparciu sofy i skrzyżował ręce na piersi. - No dobra, Haley. Tu możemy spokojnie porozmawiać. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. A więc słucham. .. Najlepiej jak zaczniesz od swojego cudownego zmartwychwstania. - Powinnam od poprzedzających je wydarzeń. - W porządku - warknął. - Zacznij, od czego chcesz. Nie robi mi różnicy. Po prostu mów. Wsunęła ręce do kieszeni dżinsów. Było jej wstyd, że uciekła. Wstyd, że nie potrafiła znalezć innego rozwiązania. Wstyd, że teraz ma spojrzeć Luke'owi w twarz i do wszystkiego się przyznać. - Nie wiem, na ile się orientujesz, czym się zajmowała moja rodzina... - Słyszałem plotki- oznajmił lodowatym tonem. Plotki? Właściwie to miał pewność. Przyjazniąc się z Rickym, wielu spraw szybko zaczął się domyślać, między innymi tego, skąd rodzice przyjaciela czerpią swe dochody. - A zatem wiesz również, czym się zajmował mój stryj Carmine. On i Frank Del Brio. - O tak, doskonale wiem, czym się zajmuje twój narzeczony. Urażona pogardą w głosie Luke'a, postanowiła się bronić. - Nie zaręczyłam się z nim z własnej woli, jeśli chcesz wiedzieć. - Nie? To dlaczego nosiłaś jego pierścionek? - Bo Frank znał każdy najdrobniejszy szczegół dotyczący działalności mojego ojca w firmie stryja. Groził, że wszystko ujawni, jeżeli nie zostanę jego żoną. Anula & pona ous l a d an sc - Nie znałem Carmine'a Mercado, spotkałem go zaledwie kilka razy w życiu, ale moim zdaniem nie wyglądał na człowieka, który pozwoliłby jakiemuś pętakowi zaszantażować jego brata i zmusić bratanicę do ożenku. - Nie wyglądał? Może dlatego, że patrzyłeś na niego z zewnątrz. Nie rozumiesz, jak funkcjonuje nasza rodzina. Stryjowi ogromnie zależało, abym poślubiła Franka. Ufał Frankowi bardziej niż mojemu ojcu. Więc zgodziłam się na zaręczyny. Nie miałam wyjścia. Ale nie zamierzałam zostać żoną Franka. Tego samego dnia zaczęłam obmyślać plan ucieczki. - A, tak. Plan ucieczki. - Luke zacisnął zęby. Pogarda w jego głosie mieszała się z ironią. - O ucieczce nie musisz mi opowiadać. Byłem przy tym, pamiętasz? Podobnie jak Tyler, Spence i Flynt. Czując, jak przeszywa ją niewidzącymi oczami, miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Wiesz, ile czasu cię szukaliśmy? Ile godzin przeczesywaliśmy jezioro? - kontynuował Luke. - Zdajesz sobie sprawę, z jakim poczuciem winy żyliśmy wszyscy od tamtego dnia? - Wiem, ja... - Nie, nie wiesz! Możesz się tylko domyślać, ale nie wiesz. Tak samo jak nie wiesz, co czuje człowiek oskarżony o spowodowanie śmierci siostry swojego najlepszego przyjaciela. - Nie planowałam tego! I nie przyszło mi do głowy, że ktokolwiek mógłby was oskarżyć. Zamierzałam wymknąć się wieczorem w trakcie przyjęcia, a wcześniej zostawić ubranie i buty na plaży, aby wyglądało na to, że wyszłam popływać i utonęłam. Ale kiedy zaproponowałeś przejażdżkę motorówką i kiedy skręciłam gwałtownie, żeby nie wpaść na Anula & pona ous l a d an sc kłodę... po prostu skorzystałam z sytuacji. - Jasne, szkoda byłoby ją zmarnować. A tak z ciekawości, czyje zwłoki wydobyto z wody? - Nie wiem. Podejrzewam, że Frank kazał je umieścić w jeziorze, żeby oskarżenie przeciwko tobie zabrzmiało bardziej wiarygodnie. Ucieszyłby się, gdybyście trafili za kratki za spowodowanie śmierci jego narzeczonej. Luke prychnął pogardliwie. Ucieszyłby się? Dobre sobie! %7łeby nas zapudłować, Del Brio uciekał się do wszystkich dozwolonych i nie- dozwolonych chwytów poza przekupstwem. Zresztą diabli wiedzą, może i kogoś tam przekupił. - Próbował. Carl mi mówił. - Carl? Carl Bridges? - Tak. - Poczekaj, muszę sobie wszystko poukładać w głowie. Komunikowałaś się z moim obrońcą? - Tak. - W trakcie procesu? - W trakcie, przed i po - przyznała - Sędzia pomógł mi wyjechać z kraju. Załatwił mi fałszywy paszport, zorganizował mieszkanie i pracę w Londynie. Właśnie od niego dowiedziałam się o czekającym was procesie. Możesz mi wierzyć lub nie, Luke, ale nie zamierzałam pozwolić na to, aby którykolwiek z was został skazany. Chciałam od razu wsiąść w samolot i przylecieć do Teksasu. - No pewnie. - Sędzia ubłagał mnie, żebym tego nie robiła. Obiecał mi, że was Anula & pona ous l a d an sc wybroni. Na wszelki wypadek wysłałam mu swoje zdjęcie z aktualną gazetą jako dowód, że żyję, ale nie musiał z niego korzystać. - Więc dlaczego w końcu wróciłaś? - spytał. - Tamtego wieczoru przed dwoma laty, kiedy spotkaliśmy się w barze... dlaczego wtedy przyleciałaś do Mission Creek? - Musiałam zobaczyć się z matką. Była w szpitalu. Ciężko pobita. Niby napadł ją jakiś chuligan, który chciał wyrwać jej torebkę z pieniędzmi, ale tak naprawdę to pobicie było ostrzeżeniem dla mojego ojca. %7łeby posłusznie spełniał rozkazy, bo inaczej... Luke zaklął pod nosem. Oczami wyobrazni zobaczył pobitą kobietę, która zawsze traktowała go z matczyną miłością, jak własnego syna. - Słyszałem, że Isadora leży w szpitalu. Korciło mnie, żeby ją odwiedzić, ale po procesie stosunki między mną a twoimi bliskimi tak bardzo się popsuły, że nie chciałem jej denerwować swoim widokiem. Zmarła wkrótce pózniej, prawda? - Tak. Ból, który usłyszał w głosie Haley, nie mógł być udawany. Luke westchnął głęboko. Wszystko zaczęło mu się układać w logiczną, przerażającą całość. Wściekłość, z jaką odnosił się do Haley, zaczęła powoli topnieć. - Potrzebuję drinka - mruknął. - A ty? Napijesz się czegoś? Mam w barku koniak. Ale jeśli wolisz kawę... - Nie, może być kieliszek koniaku. Odliczając kroki, podszedł do wbudowanego w ścianę barku i wymacał ręką połyskującą w świetle lampy piękną kryształową karafkę. Wyjąwszy korek, ujął karafkę za szyjkę i ostrożnie przechylił nad jednym Anula & pona ous l a d an sc kieliszkiem, potem nad drugim. Z kieliszkami w ręku wrócił na prze- ciwległy koniec salonu. Kiedy ich palce niechcący otarły się o siebie, Lukiem wstrząsnął dreszcz. Ze zdumieniem odkrył, że dotyk Haley wciąż działa na niego podniecająco. Z nie mniejszą siłą niż dwa lata temu. Wrócił na swoje miejsce przy sofie. Haley ruszyła za nim. Po chwili usłyszał charakterystyczny świst powietrza uciekającego z obitych skórą [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |