Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] pełno jest różnego rodzaju wrednych typków. - Można powiedzieć - potwierdził Keller i popatrzył na Bachmeiera, zapewne po to, żeby dać mu sposobność do wyrażenia własnego mniemania. Bachmeier był jednak na tyle inteligentny, żeby nie przywiązywać do tego żadnej wagi. W końcu jednak wyraził swój pogląd: - NO tak, panie Tatzer, podłe typy są raczej wszędzie, tyle, że nie wszystkim zależy na tym, żeby kogoś obciążyć. Coś takiego mogłoby się jednak zdarzyć w odniesieniu do kilku niby nieistotnych szczegółów. - W żadnym wypadku nie dotyczy to ręcznika! - Tatzer uczepił się owej, jak mu się zdawało, świadomie podsuniętej ewentualności. - Pan też to powiedział, panie Keller. - Dobrze pan to zrozumiał, panie Tatzer, bowiem ręcznik traktowany jako taki, o niczym nie świadczy, nawet jeśli są na nim ślady krwi. Powoli, przyprawiona ogromną cierpliwością, kontynuowana była typowa lekcja Kellera, próba dochodzenia do prawdy krok po kroku, prezentowana nadto z zastosowaniem sprawdzonych, a właściwych kryminalistyce środków. - Zajmijmy się jeszcze trochę owym ręcznikiem, o którym tu mowa. Niejedno bowiem zaprezentuje się z miejsca inaczej, jeśli się okaże, że znaleziono narzędzie zawinięte w ręcznik, a także, iż można udowodnić, że zostało ono użyte w całkiem określony sposób. - Bzdura - odparł zdecydowanie Tatzer. - To mnie nie obchodzi! - Niech pan pozwoli, żebym wyraził się dokładniej. Jeśli idzie o narzędzie, jest nim bardzo ciężki, gwintowy klucz, tak zwany francuz. Teraz zapewne chciałby pan powiedzieć, że podobnych jest setki! Owszem, jeśli o mnie idzie, może być i tysiące. Można jednak przyjąć, że w tym domu istnieje tylko jeden egzemplarz narzędzia tych rozmiarów. Jeśli zaś idzie o ten właśnie egzemplarz, można, stosując technikę kryminalistyczną dowieść, że jest to narzędzie, z pomocą którego został zabity pański syn, Thomas. - Ależ nie, ależ nie! - zawołał ochryple Tatzer. - NIe przeze mnie! - Nie? No to co pan powie teraz na to, że na owym ciężkim, gwintowanym kluczu znaleziono odciski palców? Należą do jednej osoby, mianowicie do pana, panie Tatzer. - To o niczym nie świadczy. Nie jest to, o ile wiem, żaden decydujący dowód. - Tatzer oscylował między strachem, a oburzeniem. - Z tego wynika tylko, że znowu usiłuje się tu zastawić na mnie pułapkę, żeby odwrócić podejrzenie od innych. Tak to jest! Pan komisarz kryminalny Bachmeier chyba potwierdzi, nieprawdaż? - Ależ człowieku! - Była to niedbała, całkiem jednoznaczna odmowa. Bachmeier znał się w końcu dobrze na toku kryminalistycznych dochodzeń oraz ich logice, a poza tym przysłuchiwał się wszystkiemu uważnie. Wyczuwał, że Tatzer, po zręcznym upleceniu sieci przez Kellera sam się podłożył i w związku z tym przestał być już ewentualnym koronnym świadkiem, stając się raczej głównym podejrzanym. - Pan, panie Tatzer, nie powinien udawać przed nami durnia! Na dłuższą metę nie uda się to nikomu. - Szczególnie z tej przyczyny nie uda się - uzupełnił Keller, niby zmartwiony, że musi nadto ujawnić jeszcze i to - iż jest pewien świadek pańskiego postępku, panie Tatzer. - Pewien... kto? - Teraz przerażenie Tatzera wybuchło z całą gwałtownością. - Zwiadek? Na jaką okoliczność? Było to w końcu pytanie, które mógłby postawić również komisarz Bachmeier. W tym też momencie poczuł się on zaskoczony nie mniej niż Tatzer, ale oczywiście nie dał tego po sobie poznać i tylko, nawet jeśli niechętnie, zaczął podziwiać owego starego, szczwanego lisa Kellera, a jeśli nie podziwiać, to co najmniej zdumiewać się z jego powodu. - Jeśli idzie o tego świadka - wyjaśnił im Keller - jest nim pewne dwunastoletnie dziecko. Pan Tatzer, jak przypuszczam wie, które. Owa osoba może w każdym razie potwierdzić, co działo się w momencie zdarzenia albo bezpośrednio po nim. - NIc o tym nie wiem! - Tatzer, mimo nagłego wyczerpania, próbował się bronić. - Ona kłamie! Zawsze kłamała. Ja w każdym razie o czymś takim nie wiem! - Nie jest to panu wiadome, co zresztą nie może dziwić ze względu na tego rodzaju ekstremalną sytuację. Wywołuje ona nieuchronnie pewien rodzaj otępiającego zamroczenia, co nie dopuszcza do jakichś normalnych reakcji. Tak więc, panie Tatzer, nie musiał pan wcale zauważyć tego świadka. - To już zupełnie wystarcza - uzupełnił spiesznie Bachmeier. - Widziano pana wówczas. - W tego rodzaju przypadkach, jak uczy doświadczenie - kontynuował Keller - dzieje się tak: Sprawca instynktownie czuje [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |