Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] przezroczytości w jej lekkich ubraniach... Starał się tak stanąć, by mieć ją pod słońce. Wydawało się, że boska Rose Dawley jest całkiem pozbawiona wszelkich atrybutów seksu, a jednak była tak bardzo... Dowiedział się od niej, oczywiście w sposób absolutnie dyskretny za pomocą podstępnych pytań, że jest ona o wiele młodsza od męża (czterdzieści siedem lat przy jego sześćdziesięciu). Od kiedy ją poznał zawsze była słodka i cicha, była dla niego wzorem uczciwości i właściwego postępowania z innymi ludzmi. Moray uwielbiał ją. Przygotowania małej rodzinnej jadalni zostały zakończone w porę. Zdobiły ją piękne kompozycje kwiatowe przygotowane przez Ralpha. Meble były wypucowane, lśniące srebra były ułożone bezbłędnie. Moray szybko się wykąpał. Wyglądał nienagannie. Frank był zbyt gruboskórny, ażeby cokolwiek docenić, Susan natomiast ciągle była na niego wściekła, że upiera się przy wykonywaniu tego zawodu. Na szczęście Paul i. Rose Dawley, jak również Joan góra lodowa docenili perfekcyjne przygotowanie stołu. Nie ufając ani Molly, ani Ralphowi, Moray przekonał Mariusa, żeby ten osobiście przynosił potrawy. Udało się tym sposobem uniknąć nieprzyjemnych przerw i oczekiwań na kolejne dania. Moray na koniec kolacji podał każdemu kieliszek Porto, jedynie Frank poprosił o podwójną porcję Rye z lodem. Po jedzeniu wszyscy przeszli do gabinetu. Było to niechybną oznaką, iż będą poważne rozmowy. Susan grzecznie wyproszono, wybiegła do ogrodu, przekonana o popełnionej wielkiej niesprawiedliwości. Moray poszedł do siebie, wykąpał się, przebrał, wskoczył do samochodu pani Rose i pojechał w górę rzeki, tam, gdzie w szałasie oczekiwali na niego Lii i Robert z ich piknikiem w trójkę... Szałas postawiono na środku rzeki na mieliznie. Jego konstruktorem był sam Paul Dawley. Wybrał malownicze miejsce, które w krótkim czasie stało się miejscem wycieczek i spotkań z Indianami z rezerwatu. Moray często tam jezdził z Robertem łowić ryby. Uznał to miejsce za jedno z najpiękniejszych w całej okolicy. Gdy dojechał na miejsce, nie spostrzegł nikogo. Wielki kosz z prowiantem stał nietknięty, zapewne czekano na niego. Podszedł do okna. Zobaczył ich, leniwie pływających w spokojnej rzece. Podpłynęli do brzegu. Zobaczyli go. Rozbierz się i chodz do nas, popływamy trochę! Moray patrzył na Lii, na jej ciało. Zapomniał już prawie, że Lii jest tak piękna i pociągająca. Rozebrał się do naga i pobiegł na piaszczystą plażę. Przywitali go pryskając na niego ciepłą wodą z rzeki. Patrz kolego! Ale mi stoi! Lii nawet nie chciała mi dać małej zaliczki w oczekiwaniu na twój przyjazd! A jak się miewa twoja pała? Chyba całkiem niezle, sądząc po tym, co widzę... Chwyciła Moraya za twardego kutasa i potrząsała nim radośnie. Robert stał i patrzył podniecony. Moray był kiepskim pływakiem i oboje wykorzystali to, by zabawić się jego kosztem. Wpychali go na głęboką wodę, kazali mu nurkować, a jeśli nie chciał, to robili to na siłę. Cała trójka była mocno podniecona, chłopakom pały stały na baczność, Lii natomiast była mokra nie tylko na zewnątrz... W pewnym momencie zabawa skończyła się... Wyszli z wody. Lii radosna, jak dziecko, chwyciła młodzieńców za członki i poprowadziła ich do szałasu. Chłopcy z ledwością mogli ustać w miejscu z podniecenia. Robert, gdy tylko weszli do środka zaczął krzyczeć: Lii! Nie wytrzymam dłużej! Ja... Jeszcze chwila i spuszczę się... Za bardzo cię pożądam... Wytrzymaj, zaciśnij zęby! Tym razem nie będziesz tak cierpiał jak w Nowym Jorku! Tym razem wezmiesz udział i to być może w większym stopniu niż Moray. Czy dobrze się prowadziłeś pod moją nieobecność? Jak dziewica. A ty? Nie tknęłam żadnego faceta. Wiesz o tym dobrze, że nie mogłabym tego zrobić pod twoją nieobecność, ale trochę pieściłam się sama. A ty robiłeś to? Tak, wspominając ostatnią potyczkę z Mora-yem... A ty Moray? Zerżnąłeś coś? Ale nie tutaj w The Pines odburknął od niechcenia Moray. To co? Chcecie trochę pobuszować przed śniadaniem? Lii pieściła swoje piersi. Owszem, chcę przekąsić ciebie! odpowiedział zniecierpliwiony Robert. Uśmiechnęła się prowokująco. Podała ręcznik Morayowi. Wytrzyj mnie dobrze Moray. I nie zapomnij o każdym zakątku... a Robert będzie teraz grzecznie stał i patrzył. A jeśli będzie się dobrze zachowywał, to być może dam mu małą niespodziankę... Och, Lii! Chyba nie dam rady, chyba nie chcę być grzecznym chłopczykiem... Ja po prostu... chcę cię zerżnąć! A ty Moray? Nie miałbyś ochoty się spuścić? Raczej tak powiedział Moray. Wycierał ją. Jego penis uderzał raz po raz o jej brzuch, ojej uda, o pośladki, gdy się kręciła. Zgoda! Dam wam coś na przystawkę! uśmiechnęła się dwuznacznie Lii. Wzięła ręcznik od Moraya i rozłożyła go w cieniu drzewa. Położyła się na nim, rozkraczyła nogi ukazując przyrodzenie lekko zarośnięte włosami. Podejdzcie tutaj! rozkazała Zacznijcie się brandzlować. Chcę patrzeć, jak walicie konia, chcę, żebyście się na mnie spuścili... Patrzyła na młodzieńców, jak z poświęceniem wykonują postawione przed nimi zadanie. Ich wielkie pały lśniły w słońcu. Lii patrząc na ten wspaniały widok podnieciła się, zaczęła się pieścić sama... Macie takie wspaniałe twarde pały! Chcę, żebyście mnie pokryli waszą spermą, całą od [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |