Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] strzelbę i Tessa ku swemu ogromnemu zdumieniu ujrzała, jak kurczęta szybko opuszczają pomieszczenie. - Wiedzą, że nie strzelę do żadnego zwierzaka, prędzej w siedzenie jakiegoś człowieka - powiedział Tom z zuchwałym uśmiechem. - Ale nie zaszkodzi postraszyć. Sam roześmiał się, widząc zdumioną minę Tessy. - Tom nigdy nie robi użytku z broni - wyjaśnił, badając siedzącego u jego stóp spaniela. - Kłusownicy jednak o tym nie wiedzą i boją się go panicznie. - Wszystko przez gołębia - przypomniał Tom. - Ledwo żył, gdy jeden z moich psów przyniósł mi go w pysku. Strzelałem do niego, miał śrut w boku. Sam wyjął każde ziarenko... Nie miałeś więcej niż siedemnaście lat, przyjechałeś wtedy na wakacje, prawda, chłopcze? - Prawda - Sam podniósł głowę i uśmiechnął się. - Był zły, a ja nie rozumiałem, dlaczego. Miałem wtedy zwyczaj zabawiać się strzelaniem do bażantów i kuropatw. Zabijanie zwierząt wydawało mi się czymś zwyczajnym. Do momentu, gdy Sam wymógł na mnie obietnicę, że zajmę się tym zakichanym ptakiem... I zrobiłem to, na swoje nieszczęście. - Zdechł? - spytała Tessa. - Nie! To przeklęte ptaszysko żyło przez długie lata. Aaziło za mną wszędzie, jezdziło psom na grzbietach, robiło potworny zgiełk, ilekroć ktoś - 101 - S R pukał do drzwi, po prostu rządziło całym domem. Myślisz, że mógłbym jeszcze kiedyś strzelić do jakiegoś zwierzaka? Nigdy! Wyobrażasz sobie? Jeden ptak zupełnie zmienił moje życie! Popatrzyła, jak palce Sama delikatnie gładzą sierść na psiej łapie. Rozumiała go coraz lepiej, gdy patrzyła na niego oczami mieszkańców. Jednak im więcej od nich słyszała, tym bardziej zauważalna była różnica między jego prawdziwą naturą a tym Samuelem Wilde'em, który przyjmował pozy przed kamerą. - Zdrów jak ryba - powiedział wesoło Sam, gdy skończył oglądać psa. - Nie zauważyłeś, żeby utykał? Tom potrząsnął głową. - Gus spisał się znakomicie, Sam. - A co z tą suką, którą oglądałem parę tygodni temu? Oszczeniła się bez problemu? - Bez żadnego. Mamy trzy maluchy. - Tom z uśmiechem spojrzał na Tessę. - Chcesz zobaczyć? Poszła za nim do kuchni. Najpierw usłyszała cichutkie skomlenie, rozkoszne ziewnięcia i zabawne pomrukiwania. Potem spojrzała w kąt i aż wes- tchnęła. Z koszyka wyglądały trzy prześliczne, pulchne szczeniaki, obok leżała ich matka o pięknej złocistej sierści. - Och... - Tessa spojrzała na Toma błagalnie. - Czy pozwoli mi podejść bliżej? - Nie wiem, jest głupia jak but z lewej nogi. Jakoś sobie musisz z nią poradzić. Tessa przyklęknęła i pogłaskała sukę. Ta spojrzała na nią łagodnie takimi samymi ciemnobrązowymi oczami jak Honey. Po chwili Tessa bez żadnych problemów wyjęła z koszyka trzy szczenięta i położyła je sobie na kolanach. Gramoliły się nieporadnie i próbowały obgryzać jej włosy, które wydały im się znakomitą zabawką. - 102 - S R - Zostalibyśmy dłużej, gdybyśmy mieli więcej czasu - Sam spojrzał na nią wymownie. Z ociąganiem ułożyła je z powrotem w wygodnym koszyku. - Chyba będę ją musiał wyciągnąć stąd siłą - zauważył Sam, a Tom roześmiał się. - Muszę dla nich znalezć jakichś dobrych właścicieli. Gdybyś o czymś słyszał, Sam... - Jasne - przytaknął i ujął Tessę pod ramię. Słuchała ich jednym uchem, cały czas czuła na skórze dotyk rozgrzanych, rozigranych szczeniąt. Dom Toma był cudowny, nieco nieporządny i zanie- dbany, jednak pełen ciepła i miłości. Zwierzęta Toma były równie przyjazne, jak on sam. Nie wiadomo, co będzie z maluchami dalej, ale dobrze, że przynajmniej urodziły się w atmosferze spokoju i harmonii. Tom chciał poczęstować swoich gości winem własnej roboty, jednak odmówili. Sam prowadził, a Tessa czuła, że pod wpływem alkoholu rozkleiłaby się zupełnie. Pożegnali się i wyszli. Gospodarz stanął na ganku oplecionym kapryfolium i pomachał im. - To wspaniały człowiek, prawda? - spytał Sam, poprawiając lusterko. Po chwili spojrzał na Tessę. - Nic nie mówisz. - Tak? Pewnie potrzebny mi jest gorący prysznic i wczesne pójście spać... - zawahała się. Czy powinna mu złożyć gratulacje z okazji zaręczyn z Niną? On wie, że Nina jej powiedziała. Czy czeka, żeby coś wspomniała na ten temat? Jednak słowa utknęły jej w gardle. - Podobały ci się szczenięta? Skinęła głową z westchnieniem. - Cudowne! A ich matka przypomina mi Honey. Zachichotał. - Dostałaś bzika na punkcie psów! Zobacz, jeszcze nie jest zupełnie ciemno. Gdybyś mogła poczekać na prysznic chwilę dłużej, coś bym ci pokazał. - Już pózno, a ten dzień był taki długi. - 103 - S R Wolałaby tego uniknąć. Przebywanie z Samem było cudowne, ale przypominało jedzenie ciastka. Im więcej jesz, tym większą masz potem niestrawność! - To nie potrwa długo. Nie pożałujesz. - Och... nie wątpię. A co to takiego? - Niespodzianka - odparł z uśmiechem. Chciał ją wziąć za rękę. - Dam sobie radę... - Nie dasz. Tu jest wyjątkowo nierówno, w tych klapkach nie ujdziesz sama nawet kilku kroków. Trzymaj się mnie mocno. - Nie wiedziałam, że będę chodzić po czymś... takim! - Potknęła się i kurczowo złapała Sama za rękę. Uśmiechnął się do niej. - Nikt nie wie o tym miejscu. Musimy się zachowywać bardzo cicho. Szli spory kawałek, zapadał już zmierzch, sylwetki drzew stawały się coraz ciemniejsze. W pewnym momencie Sam nagle objął ją ramieniem i pociągnął na ziemię. - Patrz - szepnął i przyciągnął ją blisko siebie, tak by mogli razem spoglądać przez szczelinę między zakrywającymi ich paprociami. - Para jeleni Sika. - Och! - Próbowała zignorować elektryzującą bliskość jego ciała. - Rzeczywiście są przepiękne! - Tylko się nie ruszaj, bo cię od razu zauważą. Nawet by nie mogła drgnąć. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w fascynujące zwierzęta, otoczone starymi drzewami i delikatnie oświetlone ostatnimi promieniami słońca. Leżeli na mchu, a Sam przyciskał ją do siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |