Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ojciec, który zapewne zacierał wesoło ręce, stwierdzając, że otwierają się przed nim nadzieje na coś niezwykłego, i to w najbliższej przyszłości, słyszał bowiem, z jakim szacunkiem i uznaniem mówiło się o perspektywach młodego Boza. Sprytny John Dickens znajdował wciąż nowe pole działania i nowe sposoby wyciągania pieniędzy z cudzych kieszeni, jak na przykład męska prośba skierowana do jednego z przyjaciół syna czy też niedbała a pełna godności prośba o pożyczkę na czynsz tygodniowy od, powiedzmy, jego wydawców. Wkrótce John Dickens zrobił oszałamiające odkrycie, że istnieją ludzie, którzy zapłacą, i to brzęczącą monetą za autograf Karola czy też kawałek papieru wyciągnięty z jego kosza na śmieci. Karol znosił to wszystko nie szczędząc ojcu wyrzutów aż musiał wreszcie dojść do wniosku, że trzeba uwolnić pana Dickensa od tego rodzaju pokus, jeżeli tylko się da to urządzić w jakiś ludzki sposób. Wytrzymywał jeszcze przez dwa lata. Rzeczywiście, uznanie dla Karola rosło tak szybko, że i wielu innych zaczęło rzucać w jego kierunku szacujące spojrzenia. Wyglądał już na takiego, co zrobi pieniądze, był młody, pełen zapału i ambicji. Powinien daleko zajść. W maju pan Macrone zaproponował mu umowę na następną powieść i w miesiąc pózniej Karol podpisał kontrakt, zgadzając się w ciągu sześciu miesięcy napisać i dostarczyć książkę za sumę dwa razy wyższą od tej, jaką mu zapłacono za Szkice". Cena wyglądała zachęcająco, kiedy kładł podpis na umowie. W parę miesięcy pózniej pan Ryszard Ben- tley, który miał zamiar otworzyć nowe pismo, zaproponował Karolowi, by objął jego redakcję za dwadzieścia funtów miesięcznie, a z propozycją tą łączyła się inna: pięć funtów za powieść, która będzie się ukazywać w piśmie w odcinkach. Redakcja nie powinna mu zająć zbyt wiele czasu, a z pisaniem zacznie się konkretna robota dopiero od stycznia. Oba zamówienia na powieść płatne były od razu z góry, co stanowiło ogromną pokusę. Karol przyjął jedno i drugie. Nie byłby chyba człowiekiem, gdyby nie zaczął robić jakichś skomplikowanych obliczeń matematycznych, dodawać swych hajecznie wyglądających zarobków, zastanawiając się nad widokami na przyszłość, porównywać ich z obecnymi wydatkami i śnić o odkładaniu wielkich sum, o zabezpieczeniu przyszłości, o tym, by wreszcie jego wyobraznia mogła pra- cować wyłącznie dla niego. Mógł teraz liczyć na czterdzieści pięć funtów miesięcznie za samo tylko pisanie, miał bowiem zamówienie na dwie powieści jednocześnie z Pickwickiem" a jednak musiał poświęcać co wieczór długie, cenne godziny na galerii Parlamentu za siedem gwinei tygodniowo zaledwie, a w dodatku co tydzień pisać jeden szkic. Zdarzyło się, że właśnie tego lata wniesiono do Sądu niezwykle brudną sprawę przeciwko premierowi, lordowi Melbourne, a Karol został wyznaczony do pisania z niej reportażu. Oczekiwano sensacji, okazało się jednak, że był to niesłychany i ohydny szantaż. Oskarżyciel liczył, że dostanie jakąś okrągłą sumkę za wycofanie sprawy i nigdy nie myślał o konkretyzo- waniu swego oskarżenia przed Sądem nie miał bowiem do tego podstaw, a zeznania jego świadków były bez wartości. Cała ta sprawa była dla ludzi uczciwych obrzydliwa i Karol wrócił z Sądu oburzony stratą czasu. Jestem śmiertelnie zmęczony pisze do Macroneła. Melbourne versus Norton wykończyli mnie zupełnie". Mam głęboką nadzieję, że przed następną sesją pisze do innego przyjaciela dokonam pewnych pociągnięć, które sprawią, że posiedzenia (Parlamentu) staną mi się obojętne, jak to mówią w bajkach: aż do samej śmierci". W zasadzie skończył już z reporterką, choć trudno mu było zdecydować się na to za jed- nym zamachem. Praca ta dała mu przyzwoite warunki życia i kilku dobrych przyjaciół. Po- zwoliła mu zetknąć się z wieloma ludzmi, którzy mogli mu pomóc, oraz dała mu znajomość spraw bieżących, co miało dlań ogromną wartość i czego nie osiągnąłby tak łatwo inną drogą. Rozdział trzynasty OLIVER TWIST" Dawne, gromadne wieczory sobotnie u Dickensów, kiedy to zbierali się przyjaciele Fanny muzycy, i kiedy grano, śpiewano, bawiono się w żywe obrazy i gadano w nieskończoność, pozwoliły wykluć się pewnym ambicjom. Karol został wierny swemu zamiłowaniu do teatru. John Hullah przerzucił na papier kilka melodyjek, które zawsze plątały mu się po głowie, a obaj wspólnie doszli do pewnych poglądów na temat reżyserii, wystawiania sztuk i sa- mej gry. Z tych rozmów i prób powstała mała operetka Prowincjonalne kokietki" słowa Karola, muzyka Hullaha którą wystawiali wraz z kilkoma przyjaciółmi w Furnival's Inn. Przedstawienie odbyło się pózną nocą, a kiedy się skończyło, pan Macrone, który wraz z paroma innymi osobami stanowił audytorium, wystąpił z jedną ze swych błyskawicznych ofert chcąc zakupić prawa. Choć sprawiło to Karolowi przyjemność, tym razem zawahał się. Zaczęły mu już bowiem świtać pewne wątpliwości co do tego sposobu załatwiania interesów, poza tym należało również liczyć się z opinią Hullaha. W końcu Dickens odmówił, a Hullah sprzedał oddzielnie swoją część wydawcy muzycznemu za cenę, którą uznał za zupełnie przyzwoitą. Był to oryginalny rezultat przedstawienia, lecz na tym się nie skończyło. Wczesnym latem Karol wziął miesiąc urlopu i wynajął umeblowaną willę w Petersham koło Richmond. Nawet jeszcze dzisiaj ta dziwnie piękna oaza zieleni pomiędzy Richmond a Kingston pozostała nie naruszona, jakby cudem uniknęła twardego i szpetnego życia dziewiętnastego i dwudziestego stulecia. Dla Karolą i Katarzyny były to wakacje na wsi, na świeżym powietrzu, gdzie rzeka, lasy i pola kusiły ich do wyjścia z domu. Jednocześnie mieszkali tak blisko miasta, że mogli przyjmować gości z Londynu. Przyjechał tam do nich Macrone, chcąc omówić pewien pomysł związany z operetką, i przywiózł ze sobą dyrektora zbudowanego niedawno teatru St. James's. Pan ów zaciekawił się sprawą widząc entuzjazm Macrone'a. Kiedy obaj panowie odjeżdżali, mieli tekst ze sobą. Został przyjęty do natychmiastowego wystawienia, a dyrektor podbił serce Karola, mówiąc krótko: To pewna karta. Założę się o dziesięć funtów, że pięćdziesiąt przedstawień murowane! Tego dnia Karol pokazał również obu gościom drobiazg, który zrobił do spółki z Johnem Hullah jeden ze szkiców, przerobiony w czasie poślubnych miesięcy na farsę pod tytułem: Dziwny dżentelmen". I tę sztukę również wzięto pod rozwagę spodobała się i natychmiast weszła w próby, z tym, że miała być wystawiona przed Prowincjonalnymi kokietkami". Co za niebywałe szczęście! Karol wrócił do FurnivaPs Inn jak na skrzydłach. Dwie jego sztuki mają się naprawdę ukazać na londyńskiej scenie! Ponadto pierwsze wydanie Szki- ców" zostało wyprzedane, drugie w przygotowaniu i dopominano się o następny tom. Wszystko to było wprost cudem, lecz w owym różanym kwiecie krył się jednak robak. Szybkie wznowienie książki potwierdzało złe przeczucie Karola o szaleństwie, jakim jest jednorazowa sprzedaż praw autorskich. Jeśli książka będzie miała w dalszym ciągu powodzenie, w co wierzył, inni zbiorą bogaty plon jego kosztem. Płacił za doświadczenie, lecz nauczka nie była wystarczająca, bo prawie natychmiast sprzedał Macrone'owi prawa do wydania innej swojej powieści. W kontrakcie nosiła tytuł Gabriel Vardon, ślusarz londyński", lecz pózniej zdobyła sobie sławę jako Barnaby Rudge". Karol nie zapowiedział jeszcze w redakcji, że po wakacjach przestanie pracować na galerii Parlamentu i przez całe lato pobierał jeszcze stamtąd pensję. Dopiero kiedy podpisał nową umowę na drukowanie szkiców zarówno w po- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |