Odnośniki
|
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] myÅ›leć. WciÄ…gnÄ…Å‚ w pÅ‚uca Å‚yk żywicznego powietrza, jak gdyby dziÄ™ki temu mogÅ‚o siÄ™ speÅ‚nić to nagÅ‚e pragnienie. BrzÄ™czenie owadów brzmiaÅ‚o w uszach albinosa niczym szemrzÄ…cy gÅ‚os, nawoÅ‚ujÄ…cy, by zagÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ w prastary las. A jednak nie mógÅ‚ siÄ™ ani poruszyć, ani odpowiedzieć. W koÅ„cu pojawiÅ‚ siÄ™ hrabia Smiorgan, dotknÄ…Å‚ ramienia Elryka i coÅ› rzekÅ‚. Melnibonéanin zszedÅ‚ biernie pod pokÅ‚ad, owinÄ…Å‚ siÄ™ pÅ‚aszczem i poÅ‚ożyÅ‚ w swojej koi, wciąż nasÅ‚uchujÄ…c odgÅ‚osów dżungli. Nawet książę Avan wyglÄ…daÅ‚ na szczególnie zamyÅ›lonego, gdy nastÄ™pnego ranka podnosili kotwicÄ™ i wiosÅ‚ujÄ…c rozpoczynali podróż pod prÄ…d leniwie pÅ‚ynÄ…cej rzeki. Ponad statkiem rozpoÅ›cieraÅ‚o siÄ™ prawie szczelne sklepienie liÅ›ci, tak że wszystkim zdawaÅ‚o siÄ™, że wpÅ‚ywajÄ… do mrocznego, olbrzymiego tunelu, pozostawiajÄ…c za sobÄ… wraz z otwartym morzem również Å›wiatÅ‚o sÅ‚oneczne. Jaskrawe kwiaty wyglÄ…daÅ‚y spoÅ›ród zwieszajÄ…cych siÄ™ z liÅ›ciastego baldachimu pnÄ…czy, które czepiaÅ‚y siÄ™ masztów sunÄ…cego po rzece statku. Szczuropodobne stworzenia o dÅ‚ugich ramionach huÅ›taÅ‚y siÄ™ na gaÅ‚Ä™ziach, zerkajÄ…c na podróżnych bÅ‚yszczÄ…cymi, mÄ…drymi oczyma. Rzeka zakrÄ™ciÅ‚a i morze zniknęło z pola widzenia. Pojedyncze promienie sÅ‚oÅ„ca padajÄ…ce na pokÅ‚ad nabraÅ‚y zielonkawego odcienia. Elryk wzmógÅ‚ czujność, po raz pierwszy odkÄ…d zgodziÅ‚ siÄ™ towarzyszyć ksiÄ™ciu Avanowi. Z uwagÄ… przypatrywaÅ‚ siÄ™ dżungli i czarnej wodzie, nad którÄ… unosiÅ‚y siÄ™ chmary owadów przypominajÄ…cych kÅ‚Ä™biÄ…ce siÄ™ obÅ‚oki mgÅ‚y. Na ciemnej powierzchni pÅ‚ywaÅ‚y kwiaty niczym krople krwi w atramencie. ZewszÄ…d dobiegaÅ‚y szelesty, niespodziewane skrzeczenia, szczekania, a także pluskanie ryb i wodnych stworzeÅ„, polujÄ…cych na swe ofiary, spÅ‚oszone przez wiosÅ‚a statku, które zagÅ‚Ä™biaÅ‚y siÄ™ w pokÅ‚ady wodorostów, wywabiajÄ…c kryjÄ…ce siÄ™ tam istoty. ZaÅ‚oga zaczęła narzekać na ukÄ…szenia owadów. Jedynie Elryk nie byÅ‚ przez nie niepokojony. Być może krew albinosa nie stanowiÅ‚a godnego pożądania pokarmu. Książę Avan stanÄ…Å‚ obok Melnibonéanina. Vilmirianin plasnÄ…Å‚ siÄ™ rÄ™kÄ… po czole. - WyglÄ…dasz dziÅ› bardziej pogodnie, książę Elryku. Ten uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ z nieobecnym wyrazem twarzy. - Może i mam lepszy humor. - MuszÄ™ przyznać, że uważam okolicznoÅ›ci za niezbyt sprzyjajÄ…ce. BÄ™dÄ™ rad, gdy wreszcie dopÅ‚yniemy do miasta. - Wciąż wierzysz, że je znajdziemy? - ZmieniÄ™ swe przekonania dopiero wtedy, gdy centymetr po centymetrze przeczeszemy wyspÄ™, ku której zmierzamy. Elryka tak dalece pochÅ‚onęła atmosfera tej dzikiej krainy, że niemal przestaÅ‚ zwracać uwagÄ™ na statek i swych towarzyszy. Szkuner ciÄ…gnÄ…Å‚ z wolna w górÄ™ rzeki, poruszajÄ…c siÄ™ niewiele szybciej niż idÄ…cy piechotÄ… czÅ‚owiek. Kilka dni minęło dla Melnibonéanina prawie niezauważalnie, jako że dżungla siÄ™ nie zmieniaÅ‚a. Nagle jednak rzeka rozszerzyÅ‚a siÄ™, a w sklepieniu liÅ›ci powstaÅ‚a luka, przez którÄ… wÄ™drowcy mogli ujrzeć otwarte niebo i krążącÄ… na nim chmarÄ™ olbrzymich ptaków, spÅ‚oszonych nagÅ‚ym pojawieniem siÄ™ żaglowca. Widok ten uradowaÅ‚ wszystkich poza Elrykiem. Ogólny nastrój poprawiÅ‚ siÄ™. Melnibonéanin zszedÅ‚ pod pokÅ‚ad. Atak nastÄ…piÅ‚ niemal natychmiast. Uszu podróżników dobiegÅ‚ Å›wiszczÄ…cy odgÅ‚os, nastÄ™pnie krzyk i jeden z żeglarzy zwinÄ…Å‚ siÄ™ z bólu i padÅ‚, obejmujÄ…c rÄ™kami żoÅ‚Ä…dek, w który wbiÅ‚ siÄ™ szary, cienki, półkolisty przedmiot. Jedna z rej z trzaskiem zwaliÅ‚a siÄ™ na poszycie szkunera, ciÄ…gnÄ…c za sobÄ… żagiel i olinowanie. CzyjeÅ› pozbawione gÅ‚owy ciaÅ‚o postÄ…piÅ‚o cztery kroki naprzód, nim runęło bezwÅ‚adnie. Krew buchaÅ‚a z obrzydliwej jamy, w której niegdyÅ› osadzona byÅ‚a szyja. ZewszÄ…d nadbiegaÅ‚y Å›wiszczÄ…ce odgÅ‚osy. Elryk usÅ‚yszaÅ‚ haÅ‚as i pospieszyÅ‚ z powrotem na pokÅ‚ad, przypinajÄ…c miecz. PierwszÄ… osobÄ…, którÄ… zobaczyÅ‚, byÅ‚ Smiorgan. Aysy mężczyzna, wyglÄ…dajÄ…c na zatrwożonego, kuliÅ‚ siÄ™ przy relingu na sterburcie. Melnibonéaninowi zdaÅ‚o siÄ™, że wszÄ™dzie migajÄ… ze Å›wistem szare widma, przecinajÄ…c ciaÅ‚a, liny, drewno i żagle. Niektóre z cieni upadÅ‚y na pokÅ‚ad i albinos zobaczyÅ‚, że sÄ… to cienkie dyski z krysztaÅ‚u, majÄ…ce okoÅ‚o trzydziestu centymetrów Å›rednicy. Ciskano je z obu brzegów rzeki. Nie byÅ‚o przed nimi obrony. Elryk staraÅ‚ siÄ™ dostrzec, kto posÅ‚uguje siÄ™ tÄ… broniÄ… i ujrzaÅ‚ jakiÅ› ksztaÅ‚t poruszajÄ…cy siÄ™ poÅ›ród drzew na prawym brzegu. NagÅ‚e pociski przestaÅ‚y nadlatywać i przez chwilÄ™ trwaÅ‚ bezruch, po czym żeglarze zerwali siÄ™ z pokÅ‚adu i rozbiegli w poszukiwaniu lepszej osÅ‚ony. Na rufie pojawiÅ‚ siÄ™ książę Avan. W rÄ™ce trzymaÅ‚ nagi miecz. - Biegnijcie na dół! PrzynieÅ›cie tarcze i wszystkie zbroje, jakie uda wam siÄ™ znalezć. Przygotujcie Å‚uki! Wezcie broÅ„ do rÄ™ki, ludzie, bo inaczej koniec z nami! Nie skoÅ„czyÅ‚ jeszcze mówić, gdy napastnicy wyÅ‚onili siÄ™ spoza drzew i ruszyli przez wodÄ™ w stronÄ™ statku. Dyski już nie nadlatywaÅ‚y i wyglÄ…daÅ‚o na to, że ich zapas zostaÅ‚ wyczerpany. - Na Chardrosa! - jÄ™knÄ…Å‚ książę Avan. - Czy to istoty z krwi i koÅ›ci, czy efekt jakichÅ› czarnoksiÄ™skich sztuczek? Z grubsza rzecz biorÄ…c, zbliżajÄ…ce siÄ™ stworzenia przypominaÅ‚y gady, lecz miaÅ‚y grzywy z piór i indycze korale na szyjach, chociaż twarze byÅ‚y niemal ludzkie. Ich ramiona i dÅ‚onie również wyglÄ…daÅ‚y jak rÄ™ce ludzi, za to tylne koÅ„czyny, niewiarygodnie dÅ‚ugie i cienkie, przywodziÅ‚y na myÅ›l nogi bocianów. ChwiejÄ…c siÄ™ istoty te kroczyÅ‚y przez wodÄ™. W dÅ‚oniach dzierżyÅ‚y paÅ‚ki z wyżłobionymi szczelinami. Bez wÄ…tpienia za ich pomocÄ… ciskaÅ‚y krysztaÅ‚owymi dyskami. Elryk przyjrzaÅ‚ siÄ™ twarzom stworów i zadrżaÅ‚. W jakiÅ› ledwo uchwytny sposób przypominaÅ‚y one charakterystyczne rysy jego wÅ‚asnego ludu. Czy te stworzenia byÅ‚y kuzynami Melnibonéan? Czy też może z nich wÅ‚aÅ›nie wywodzili siÄ™ mieszkaÅ„cy Smoczej Wyspy? Nagle przestaÅ‚ zadawać sobie te pytania, czujÄ…c, jak wypeÅ‚nia go skumulowana nienawiść przeciw napastnikom. WyglÄ…dali obrzydliwie; na sam ich widok braÅ‚y czÅ‚owieka mdÅ‚oÅ›ci. Nie zastanawiajÄ…c siÄ™, Elryk wyciÄ…gnÄ…Å‚ Zwiastuna Burzy z pochwy. Czarny Miecz zadzwiÄ™czaÅ‚, poczęła siÄ™ zeÅ„ wydobywać znajoma, czarna poÅ›wiata. Runy wyryte na klindze rozbÅ‚ysÅ‚y żywym szkarÅ‚atem, który wkrótce przeszedÅ‚ w gÅ‚Ä™bokÄ… purpurÄ™, a w koÅ„cu na powrót w czerÅ„. Stwory, brnÄ…ce przez wodÄ™ na swych szczudÅ‚owatych nogach, widzÄ…c nagie ostrze zatrzymaÅ‚y siÄ™ i spojrzaÅ‚y po sobie. Nie one jedne struchlaÅ‚y na widok Czarnego Miecza; książę Avan i jego ludzie również pobladli. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |